Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Przemyślenia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Przemyślenia. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 9 marca 2014

"W tym królestwie potępienia nie ma chwały bez cierpienia"

Życie bywa tak nieprzewidywalne jak pogoda – w każdym momencie może się zmienić, a człowiek nie ma na ten proces najmniejszego wpływu. Wszystko zależy jedynie od podejmowanych przez nas decyzji. W naszym świecie rządzi „prawo dżungli” - przetrwają tylko najsilniejsze osobniki. Lecz nie każdy jest taki silny, żeby wygrać w tej grze zwanej życiem. Muszę przyznać, że życie to taka pojebana gra, ale grafikę ma zajebistą.

Są na świecie ludzie, którzy lubią samotność, ale nie ma nikogo kto mógłby te samotność znieść. Wśród grona tych ludzi jestem ja. Niejednokrotnie walczyłam i walczę ze swoim najgroźniejszym wrogiem jakim jest strach przed „samotnością w tłumie”. Wiem, że lepiej przegrać próbując wygrać, niż na starcie się poddać i siedzieć na dupie jak wystraszony berbeć. Uważam, że przychodzi taka chwila, kiedy człowiek musi poświęcić swoje życie. Ktoś, kto nie potrafi niczego poświęcić, nie będzie w stanie nic zmienić - dlatego w swojej osobowości wprowadzam ciągłe zmiany, próbując się dostosować do wciąż zmieniającego się świata. Nigdy nie wiem, co chcę dokładnie osiągnąć, postępując akurat w taki, a nie inny sposób. Kieruję się  jedynie instynktem, pragnąc przetrwać w pełnym niebezpieczeństw świecie. Jednakże często tym zmianom towarzyszy paraliżujący strach. Histeria przed tym, czy jednak jestem na tyle silna, żeby stanąć czoło przeznaczeniu, które jest mi pisane. Ta obawa nie jest czymś złym. Pozwoliła mi, już nie raz dostrzec moje słabości przez co staję się silniejsza. Jednak jeszcze dość często robię coś nierozważnie, zbyt pochopnie. Ale mam do tego dużo dystansu i miewam chwile, że śmieję się z sama z siebie, z tego co robię, lecz Wdy jest za późno żeby ten błąd naprawić.  Zdaję sobie sprawę z tego, że czasami nic nie jest takie jakie być powinno, takie jakbyśmy chcieli, marzyli. Niemniej jednak eskalacja strachu i paraliżu, w moim przypadku ma to do siebie, że tracę pewność siebie w szczególności w kontaktach międzyludzkich. Przerasta mnie to na tyle, że bojąc się samotności sama robię sobie krzywdę izolując się od ludzi i rozmów z nimi. Może to z tego powodu często podejmowałam się najbardziej niebezpiecznych zadań, z których wyjście bez szwanku było teoretycznie niemożliwe? W niektórych momentach moje życie było nie tyle trudne, co zbyt… pechowe, jeśli mogłam to ująć w ten właśnie sposób. Co chwila przeżywam jakieś wydarzenie, w którym jestem raniona proso w serce, w moje najsłabsze punkty. Zresztą, niejednokrotnie przekonałam się na swojej skórze, że w pewnych sytuacjach człowiek najzwyczajniej w świecie czuje się bezsilny, znudzony i bezużyteczny, a w efekcie zaprzestaje nawet walki o każdy kolejny oddech. I mnie właśnie już po spędzeniu kilkunastu dni w tej „ciemnej klitce”, zwanej „depresją” było wszystko jedno. Jestem zbyt wrażliwą osobą, żeby się nie przejmować tym co napotkałam na swojej drodze życiowej. Często dopada mnie stan głębokich refleksji.

 Mówi się, że jeśli zmienisz siebie, możesz zmienić świat. Głupie pieprzenie... Gdy ludzie oceniają kogoś, tworzy się ich wizerunek, którego ciężko jest się pozbyć - samotnik pozostanie samotnikiem, morderca zawsze pozostanie mordercą. To jest tak jak z alkoholizmem. Można wyjść z nałogu, nie pić, ale przez resztę życia niepijący jest alkoholikiem. Podobnie jest z prostytucją: dziewczyna się puści, później już tego nie robi, ale w oczach innych już zawsze jest dziwką. A jeżeli będziesz w czymś dobry i spróbujesz się wybić, użyją tego, żeby znów wdeptać cię w ziemię. Każdy ma w sobie coś z psychopaty, lecz nie zdaje sobie z tego sprawy. Świata nie zmienisz, za to siebie tak. Z powodu licznych porażek i braku efektów moich starań już nie raz byłam wyśmiewana i uraczona niezbyt kulturalnymi epitetami. Narażając nieustannie swoje życie, próbowałam znaleźć jakiś sposób, chociażby najmniejszą wskazówkę, która umożliwi wmieszać mi się w tłum ludzi, którzy są już bardzo blisko celu, którym jest „wygranie tej gry”. Pytana o ideały, którymi kieruję się w życiu, odpowiadam krótko – chcę udowodnić ludzkości, że nie jestem taka za jaką mnie uważają. Jednak żyję, wierząc, że kiedyś spotkam kogoś, kto mnie zrozumie… Wiem, że mogę polec w walce i tym razem już nikt nie przyjdzie mi na ratunek. W mojej głowie tysiąc myśli na minutę, a za oknami mrok. Być może zbyt późno się zorientowałam i teraz czeka mnie tylko bolesna porażka, ale mimo to postaram się zrobić wszystko, by uratować choć strzępek swojego prawdziwego "ja".

 W jeszcze w nie dalekiej przeszłości miałam wrażenie, że nie potrafię być taka jak wszyscy, nie umiem się dopasować - dlatego zawsze stoję z boku i jedyne co mogę zrobić to bezradnie patrzeć jak ten świat i ci ludzie, a wraz z nimi ja, staczają się po równi pochyłej w dół. Czasem chciałam umieć pstryknąć palcami i tak po prostu zniknąć. Schować się gdzieś, gdzie nie dosięgną mnie spojrzenia, gdzie nikt mnie nie znajdzie. Kuliłam się w sobie w nadziei, że nikt mnie nie zauważy i nie zrani. Przez to czułam, jak jakaś nieznana siła ściąga mnie ku dołowi, a ja nie miałam sił, by uchronić się upadkiem. Kaleczyłam sobie kolana i dłonie, ale nie to bolało mnie najbardziej. Najgorsze co może być, to zatracić samego siebie.

Najważniejsze jest zawsze to, co mamy w środku. Nieważne jak wyglądamy, w co wierzymy i jakie mamy poglądy. Tak naprawdę wszyscy jesteśmy tacy sami, równi, bo oddychamy tym samym powietrzem. Każdy ma jednakowe prawo do szczęścia, ale nie każdy potrafi je w sobie odszukać.

Pragnę tylko, by osoby słabe, które dały się porwać nurtowi i podążyły za resztą, również były uznawane za ludzi. W końcu jak to przysłowia głoszą "każdy jest kowalem swojego losu" , "jak sobie pościelisz,tak się wyśpisz".

sobota, 15 lutego 2014

Dzień jak każdy inny.

Wczoraj były dla Walentynki. Dla mnie od zawsze ten jeden dzień w roku jest zwykłym dniem, niewyróżniającym się niczym. Nie dzieje się tak z kwestii tego, że w tym okresie nigdy nie miałam drugiej połówki, z którą mogłabym go świętować. Jak obserwuję swoich rówieśników, społeczeństwo to wydaje mi się to wszystko zbyt przesadzone, zbyt idealne. Niektóre osoby przed nadejściem 14 lutego nagle przypominają sobie, że kogoś darzą uczuciem, którym jest miłość. Zapominają o mnóstwie innych rzeczy, aby w tym dniu pokazać jak to mocno kochają swojego partnera/partnerkę. Dlaczego akurat w tym dniu ludzie mają wyznawać sobie miłość, dawać prezenty? Uważam, że jeśli się kogoś kocha naprawdę i szczerze to się robi to przez cały rok, a nie tylko tego dnia. Nie rozumiem zachowania singli, którym w tym dniu bierze się na sentymenty, wspomnienia, szlochają w poduszkę, rozpaczają jak to im się życie nie układa. To już lekka przesada. -_- 
Ja może nie mam jakiejś swojej sympatii, nie dostałam żadnej walentynki, ale za to dostałam prezent od losu, dzięki któremu czuję się jak ta przysłowiowa "Alicja z Krainy Czarów"

piątek, 14 lutego 2014

Krwawy deszcz oczyszczenia...


Jakiś czas temu trochę mi się życie zrypało. Przez pewne wydarzenia po raz kolejny miałam "powrót na ciemną stronę mocy", ale już jest wszystko ok.  Nie ma jak to się przejmować "dzieckiem, które nie wyrosło jeszcze z piaskownicy" i popełnia wciąż te same błędy, nie umiejąc się do nich przyznać. Ale w tej sprawie wiem, że musiałam wypowiedzieć mocne słowa, żeby zapobiec ciągnięcia się pewnej hipokryzji. Znając życie gdyby nie moja interwencja pewne zakłamanie ciągle by się zaostrzało. Może jakaś część osób odebrała moją prawdomówność jak słowa jakiejś psychopatki, ale to była konieczność wyższego stopnia, więc mam to w głębokim poważaniu.

Miewam chwilę, że śmieję się z sama z siebie, z tego co robię. Czasami myślę, że nic nie jest takie jakie być powinno, takie jakbyśmy chcieli, marzyli. Czasami nie wiem czy mam siłę stanąć czoło przeznaczeniu. Zamykam oczy, zaglądam w głąb swojego serca. Tyle wspomnień wciąż chciałabym wykląć z pamięci swej. Historia zbyt mocno doświadczyła mnie bólem i kaźnią, rozłożonymi w krzyżu nieszczęścia w przyjaźni i namiętności.

Kiedy pisałam powyższy tekst na myśl  przyszły mi do głowy cytaty z piosenek moich ulubionych piosenek, z którymi jestem bardzo związana. Czuję jakby zawierały cząstkę mnie, mojego życiorysu, cierpienia...



 "Jesteś żywą pochodnią swoich myśli i słów, 
martwym życia płomieniem w tej parszywej grze."
  Hunter - "Requiem" 

"Teraz jest zbyt wcześnie, żeby wybaczyć...
Jutro będzie za późno, żeby zapomnieć..." 
Hunter - "Wersety"
"Czasem ktoś widzi więcej niż my,
 Chce zbawić świat, nie wierzy w to nikt. 
Jest więc sam...  Chociaż stoi wśród nas, usłyszał głos, zobaczył...
Zobaczył świat - wokół krew! Usłyszał głos - pełen łez!
Zrozumiał sens prostych słów!
Czas zacząć iść drogą swą, nieznany kraj, nieznany ląd..."
Hunter - "Loża Szyderców"

"Czasem jedno słowo zmienia w piekło cały świat, 
w tedy jedno życie wiąże inne z mocą krat!
Czasem pocałunek w piekle stworzy niezły raj.
Czasem jeden dotyk nieba w bestię zmieni Cię, 
wtedy nowy koszmar już nie skończy się we śnie."
Hunter - Imperium Trujki
"Węże czarnych myśli, tańczą w nerwosplotach....
Kiedy już odejdę, nie chce, aby krzyż deptał po mym sercu, nie chce, by ktoś po mnie płakał..."
Kat - "Zawieszony sznur"

 "Czasami wolę być zupełnie sam, niezdarnie tańczyć na granicy zła i nawet stoczyć się na samo dno - czasami wolę to, niż czułość waszych obcych rąk.
(...) Okłamali mnie z nadzieją, że uwierzyłem i przestanę chcieć.
Muszę leczyć się na ból i strach." 
Coma  -"Leszek Żukowski" 

"Nauczyłem się umierać w sobie, nauczyłem się ukrywać cały strach.
Nie do wiary że tak bardzo płonę, nie do wiary że rozumiem każdy znak."
Coma -"100 tysięcy jednakowych miast"








niedziela, 12 stycznia 2014

"Format danych."

Miałam pisać wcześniej, ale tyle się działo...  Jeszcze wczoraj myślałam, że coś napisze, ale nie wyszło. Wiec pisze dziś...Ostatnio nie jestem tutaj zbyt często. Coraz trudniej pisać, ubrać myśli w słowa, odnaleźć miejsce w wirtualnym, wciąż obcym mi świecie...
Kilka dni skreślonych w nowym kalendarzu, pierwsze zapisane chwile tego Roku, pierwsze sprawdziany i pierwsze zajęcia szkolne w Nowym Roku i pierwsze tegoroczne porządki... 
2014 ciekawie się zapowiada. Pierwsze dni tego roku pozytywnie mnie zaskoczyły niektórymi wydarzeniami. Mam nadzieję, że tak będzie już cały czas, a nawet jeszcze lepiej. Że odnajdę prawdziwe przyjaźnie i miejsca w tym świecie, dzięki którym będę naprawdę szczęśliwa…
W 2013 zrozumiałam, ze życie potrafi mieć więcej w sobie niespodzianek, niż sama byłabym w stanie sobie wyobrazić... Był on dla mnie dobrym rokiem, nie mam co narzekać. Wiele się zmieniło, ja się zmieniłam. Poznałam w nim dużo wspaniałych osób, które w spaniały sposób wprowadziło w moim życiu rewolucję. Odbicie od szarej i monotonnej rzeczywistości bardzo mi się przydało. Jeszcze czasami powracam do poprzedniego stanu, ale zdarza się to bardzo rzadko. Udało mi się zapomnieć o czyimś istnieniu, nie mogę przez cały czas myśleć nad tym co było i jak zostałam potraktowana. 2013 dał mi dużo do zrozumienia. Życie jest strasznie kruche. Czasem jedno słowo zmienia w piekło cały Świat, a przyjaźń zmienić w nienawiść. Czesław miał rację, piękne są tylko chwile. Z czego najpiękniejsze momenty są ulotne. Bardzo smutne jest to, że nasze szczęście jest zależne od drugiego człowieka.

poniedziałek, 25 listopada 2013

"Najdłużej goją się rany po szczęściu."


Ostatnie kilka tygodni były dla mnie bardzo trudne. Jest to związane z moim samopoczuciem i pewnymi wydarzeniami, które ostatnio miały miejsce. Raz na jakiś czas znajduję się w punkcie, gdy nie wiem, dokąd zdążam. Zaczynam wtedy w sobie kumulować wydarzenia z przeszłości. Są takie dni, które zaczynają się dobrze, a potem bez powodu jedno słowo doprowadza mnie do płaczu. Jestem strasznym nadwrażliwcem, a wiąże się z tym chodzenie po cienkiej linie. Często miewam huśtawki nastrojów - jest euforia, czyli nagła radość z drobiazgów albo depresja, czyli załamanie i upadek. Co jakiś czas burzę całe swoje życie i zaczynam je budować od nowa. Niektóre rzeczy widzę trzy razy mocniej niż inni.

W pamięci wciąż mam wydarzenia z przed pół roku. To one teraz sprawiają mi największy kłopot. Po bardzo długim czasie nie wiem jak mam z Nim rozmawiać. Raz chcę utrzymywać z nim kontakt, a innym razem zmieniam zdanie o 180 stopni, chcąc to definitywnie zakończyć. Już dawno nic do niego nie czuję. Pewne wydarzenia, rozmowy z kilku tygodni sprawiły, że gubię się we własnych myślach. Nie sądziłam, że jestem aż tak zniszczona. Ten huragan myśli sprawia mi większy ból, niż właśnie wtedy kiedy one wydarzyły się. Nie da się tego opisać jak za każdym razem od nowa pęka mi serce. Jeszcze do niedawna miałam ochotę walczyć o naszą znajomość, mimo wszystko. Czekałam na coś, co się nie wydarzy. Teraz widzę, że to mija się z celem. Już mi na tym nie zależy. Coraz bardziej nienawidzę go z każdym kolejnym dniem. Czuję się totalnie beznadziejna, bo w taki sposób cholernie marnuje swoje życie.

Dzisiaj w nocy dużo o tym myślałam, o tym co było. Przeanalizowałam wszystkie wydarzenia te pozytywne i negatywne. Stało się to po wczorajszej krótkiej konwersacji i długiej polemiki z przez 2-3tygodni, które z nim przeprowadziłam. Polało się przy tym zbyt dużo łez. Doszłam do wniosku, że nie chcę już tak żyć. Wciąż jestem niczym stary, zasuszony liść, który ładnie wygląda z daleka, a po dotknięciu rozsypuje się w pył. Nie mam na to siły.  Mój stosunek i tok myślenia o nim przez te wszystkie miesiące zbyt diametralnie się zmienił. Już nie boję się spojrzeć mu w oczy i powiedzieć, wygarnąć mu wszystkiego co o nim myślę. Dlatego zdecydowałam, że wybiorę tą drugą formę i w końcu zerwę tą znajomość. Nikt nie zna przyszłości, lecz ja wiem, że to już koniec.

piątek, 27 września 2013

"Idzie jesień, będzie psychicznie trudniej."

Dawno tutaj nie pisałam o tym co obecnie dzieje się w u mnie, więc trzeba nadrobić te zaległości, choć troszkę.
Hmmm... od czego by tu zacząć?! Może na wstępie powiem, że wrzesień minął mi w bardzo miłej atmosferze, z czego jestem zadowolona. Zostało jeszcze kilka dni, więc zobaczymy czy los sprawi, że będą one równie pozytywne jak dni, które już minęły. Wiadomo jak zawsze były niemiłe, drobne akcenty, ale nie ma co się przejmować drobnostkami i zaśmiecać sobie nie potrzebnie nimi głowę.

Zaczęły się pierwsze sprawdziany, odpowiedzi ustne, zgłaszanie całą klasą nieprzygotowania... xd Tak jak mówią "Uczeń bez 1, to nie uczeń", no, ale nie będę aż tak mocno brała przykładu z tego powiedzenia.  Nim się obejrzę, a tu będzie grudzień, a w nim wystawianie ocen semestralnych. Dlatego trzeba się przyłożyć choć trochę, bo mam teraz strasznie krótki semestr. Nie chce się wiadomo, ale czasami


Wrzesień jest miesiącem, w którym rozpoczęło się coś, co kiedyś nie miało szansy się zacząć. To los decyduje o tym, kto pojawi się w naszym życiu, ale to serce decyduje, kto w nim zostaje na dłużej. Tak właśnie było w moim przypadku. To właśnie los sprawił, że pewna osoba po raz kolejny pojawiła się w moim życiu. Nie wiem czy jest w tym wszystkim sens, ale pewnie jest. 
 Sama już nie wiem, dlaczego tak bardzo chcę aby był... lecz nie wiem czy dam radę temu wszystkiemu podołać. Jeszcze jakiś czas temu myślałam, że nie ma szans już dla tej znajomości. Pogodziłam się z dawnymi niespełnionymi marzeniami, uczuciami, dlatego za bardzo boli myślenie o przeszłości. Czuję, że przeszłość wróciła, i że pomału zaczynam ją mieszać z teraźniejszością. Dzięki temu uczuciu mam huragan myśli w głowie. Miewam momenty, w których  przytuliłabym go przez internet, a nieraz coś zupełnie odwrotnego,  lecz niestety nie ma takiej możliwości. Dzielą nas setki, a nawet tysiące kilometrów. Przez co wolę nie robić sobie nadziei. Będzie to będzie, nie to nie. Należę do ludzi, którzy szybko się przywiązują. Więc muszę uważać na słowa, gesty i te sprawy. Czasami zbyt szybko wierzę w obietnice, które jakiś okres później ukazują swoją prawdziwą wartość - są puste, bez pokrycia. Boję się zamydlenia oczu uczuciami z przed lat. Zresztą co ma być to będzie. Najbardziej człowiek uczy się na własnych błędach i wyciąga z tego konsekwencje, dostając od życia kolejną lekcję.  Zawsze wszystko zaczyna się psuć, gdy dochodzimy do wniosku, że jesteśmy szczęśliwi. Mam nadzieję, że tym razem tak nie będzie. 

Październik zapowiada się bardzo ciekawie. Będę bawiła się na 2 18', Filuni i Oli. Aż chce się śpiewać: 

Kto wie? Może życie październik mnie zaskoczy dzięki urodzinkom Danielci. 

W październiku miało też być bardzo długo oczekiwane spotkanie, które z przyczyn prywatnych musiało zostać niestety odwołane i przeniesione na nieznany termin. A szkoda. ;C
:*



niedziela, 15 września 2013

"100 tysięcy jednakowych miest", czyli problemy dzisiejszego świata.


W śród dzisiejszej młodzieży dominują takie cechy jak: szpan, brak kultury, bezmyślność, straszna złość, fałszywość, nienawiść, chamstwo, hipokryzja, kłamstwa i wywyższanie się.  Dużo osób robi coś tylko po to, aby przypodobać się znajomym. Ludzie to chamskie stworzenia, które robią Ci tylko na złość i próbują Cię wykorzystać do celów własnych. Nie mówię, że wszyscy tacy są, ale mam oczy i widzę takie osoby.

Niektórzy ludzie są chamscy wobec innych, bo muszą wylądować swoją złość na kimś bez powodu. Hipokryzja jest spotykana dość często. Nienawidzę osób, dla których są najważniejsze pieniądze i liczą się tylko ze swoim szczęściem. Nie patrzą na to, że przy okazji mogą przypadkiem kogoś zranić lub zniszczyć swoje życie, bo przecież opinia znajomych jest dla nich najważniejsza. Kłamstwo bardzo boli. Osobiście wole usłyszeć najgorszą prawdę, niż piękne kłamstwo. Wywyższanie się w jakiś sposób mnie denerwuje. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, a nie jakimiś cudami.
Ludzie, którzy zabijają człowieka, a widzą dokładnie, że człowiek jest co raz bardziej dobity, a nadal go dobijają to tak naprawdę nie można nazwać ich ludźmi, tylko potworami. Dlaczego nie możemy się rozwijać, nie możemy się wzajemnie wspierać, pomagać sobie? Skąd się bierze ta nienawiść, która aż mrozi krew w żyłach. Chciałabym to zrozumieć, ale nie potrafię. Wiem, że nic na to nie poradzę, to walka z wiatrakami, która z góry jest przegrana. W życiu chyba trzeba być skurwielem, żeby po prostu przetrwać.

W ostatnich latach ciąża nastolatek wzrosła. To jest następny dowód na bezmyślność młodzieży. Nie oceniam tutaj tych dziewczyn, ani chłopaków tylko po prostu oni marnują sobie życie. Bardzo im śpieszy się do seksu, ale do dziecka to już nie bardzo.  Coraz więcej dziewczyn traci dziewictwo w bardzo młodym wieku, średnio w wieku 13lat. Straszne jest także, gdy takie małolaty szwendają się po klubach upijając się tam i spędzając z nie wiadomo kim noc.
Może nie wkurza, ale żenuje mnie i śmieszy jednocześnie, kiedy dziewczyny robią z siebie idiotki, gdy widzą jakiegoś chłopaka. Od razu zaczynają się nienaturalnie zachowywać. Są przesłodzone strasznie i idiotyczne. Boże, nie można zachowywać się NORMALNIE? Naturalnie?

To co się dzieje na portalach społeczno ściowych takich jak facebook, photoblog, twister mnie przerasta. Słit focie w lustrach,  nastolatki robiące sobie zdjęcia, na których są same, a oznaczają na nim z trylion znajomych byle nabić sobie te trylion like'ów i komentarzy. Do tego te kiczowate opisy na zdjęciach. Jakieś miłosne wierszyki i inne pierdoły. Kiczowate posty typu: Ja cię kochałam, a ty mnie zdradziłeś, zmienianie co chwila statusu z 'w związku' na 'wolny', bo przecież trzeba się pochwalić znajomym, że w związku jest trudna sytuacja! No kurwa ciesz się, że w ogóle ktoś cię zechciał -.-. Muszą chwalić się nowymi ciuchami, wyrwanymi dziewczynami, licznymi imprezami na zgonach, itp. bo musza na bieżąco relacjonować swoje życie tak jakby to kogoś wgl obchodziło. Tak w dzisiejszych czasach dla nastolatków największą wartością jest fejm, czy lajki.

Osoby, dla których dałam się blisko poznać wiedzą, że jestem inna, że mocno wyróżniam się na tle swoich rówieśników. Nie palę, nie piję. Szczerze mogę powiedzieć, że w życiu zapaliłam w sumie 2 papierosy, a swoje imprezy alkoholowe mogę zliczyć na palcach u jednej rąk, bo nie było ich zbyt wiele. Nie kręcą mnie balety, upijanie się do nieprzytomności, poznawanie co chwilę nowych osób, flirtowanie z „setką” chłopaków na raz i zmienianie chłopaków jak rękawiczki i mogłabym wymieniać jeszcze trochę.

Osobiście nie znoszę zbyt mocno pewnych siebie osób. Ja lubię ciszę. Nienawidzę sytuacji , gdy jakaś tzw. dusza towarzystwa plecie "trzy po trzy " . Szlag mnie wtedy trafia! Dlatego wolę pomilczeć z kimś nieśmiałym, niż słuchać bezustannego pieprzenia do ucha . Może dlatego , iż sama należę do nieśmiałych. Nie , nie czuję się gorsza. Czuję natomiast, że będę miała trudniej w życiu.

Nie lubię nietolerancji. Każdy człowiek jest inny i należy to uszanować, a nie wciskać komuś swoje racje czy poglądy. To, że ktoś ma inny kolor skóry, to przecież nie jego wina. Koloru skóry nikt nie wybiera i nie należy tej osoby potępiać tylko dlatego, że ma inny kolor. Denerwuje mnie również to , że ludzie tak bardzo narzekają na świat. Sami sprawiają sobie problemy, a potem wielce mają pretensje do wszystkich i wszystkiego. Nie słuchają nikogo, bo myślą, że są najmądrzejsi, a dopiero, kiedy wpadną w problemy, mają żal do tego świata, a nigdy do siebie... Smutne, ale prawdziwe.

Z bardzo wielką nietolerancją  spotyka się nieśmiałość. Osoby nie śmiałe w dzisiejszych czasach mają przerąbane i to mocno przerąbane. Ich zachowanie jest często mylnie odbierane przez otoczenie - niestety na ich niekorzyść. Najczęściej uważane są za wyniosłe , niezbyt ciekawe i dlatego omijane szerokim łukiem. Zazwyczaj przeszkadzają ludziom jak i nieśmiałej osobie , bo nie daje się ona poznać bliżej. Moim zdaniem najczęściej są to wrażliwi ludzie, a co za tym idzie najbardziej wartościowi. Przejmują się opinią innych osób, myślą najpierw o innych (aby komuś nie przeszkodzić, nie zaszkodzić). Nieśmiali często są wykorzystywani przez silniejsze osobowości, jednocześnie mało kto ich docenia. Ja osobiście doceniam nieśmiałe osoby. Niestety nasze czasy są łaskawe jedynie dla tych .  przebojowców pozbawionych sentymentów, która „terroryzuje” otoczenie, dąży do celu po trupach , brak im wstydu, bezczelności.  Jednak nieśmiałość ma też swoje plusy : zwykle są to osoby bardziej kulturalne od innych , mniej przeklinają , okazują większy szacunek ludziom itd ...

Wiem co mówię, bo tak jak wcześniej wspomniałam, sama po nikąd jestem nieśmiała. Kiedyś było gorzej, o wiele gorzej niż obecnie. Bałam się cokolwiek powiedzieć, bo obawiałam się, że spotkam się ze niezrozumieniem, wyśmianiem. Bałam się zawierać nowe znajomości – jak miałam to zrobić czułam się niezbyt komfortowo, a co dopiero z podtrzymaniem tego kontaktu. Wolałam ( i wciąż wolę ) spędzać czas w samotności. Często drżały mi ręce.
W szkole (w S.P, czy nawet w Gimbazie) bardzo rzadko się odzywałam, na lekcji i nawet jak mnie nauczyciel pytał chociaż byłam przygotowana słowa cieżko przechodziły mi przez gardło. Mimo że z dnia na dzień gdzieś to odchodziło, to ta nieśmiałość przechodziła na inne rzeczy, sytuacje, które wciąż były dla mnie „obce”.
Jestem nieśmiała, co do nieznanych mi osób-rówieśników. Ale mam swoją paczkę przyjaciół, z którą się dobrze dogaduję, choć nie oznacza to, że z innymi nie mam kontaktu.
W szkole zawsze było tak, że wolę sobie znajdować przyjaźnie po za osobami z klasy, choć to nie oznacza, że w śród nich nie znajduję osób, z którymi doskonale się dogaduję. Może być to czasami mylące, bo nie prowadzę szalonego „życia towarzyskiego” na przerwach, czy lekcjach na pogaduszkach. W klasie jest tak, że wolę być „osoba drugoplanową”. Nie lubię się wywyższać, opowiadać o sobie niektórych rzeczy, bo tak naprawdę moje życie jest naprawdę na tyle nudne i „cały czas stoi w tym samym miejscu”, że ja czasami nie mam o czym opowiadać, dlatego czasami wolę postać w ciszy i spokoju pod ścianą. Jednym z czynników dlaczego nie lubię osobie opowiadać jest to, że w ostatnim czasie zawiodłam się  na niektórych swoich znajomych i straciłam zaufanie do ludzi i posiadam blokadę psychiczną spowodowaną z różnych powodów.

Czasem powątpiewam w to, czy powinnam tutaj być. Przecież sama wystawiam się na celownik, a ludzie, którym daję szansę do wypowiadania się, nie potrafią tego wykorzystać we właściwy sposób, tylko od razu wylewają na moją głowę pomyje. Ludzie zbyt często mnie ranią, wystawiają moją psychikę na kolejną próbę. Boję się, że kolejnej takiej próby nie zniosę,  że nie podniosę się po tej „drodze krzyżowej” tak szybko jak poprzednimi razami, bo często miewam huśtawki nastrojów.

W teraźniejszości jest daleko do ideału, ale już nie jestem „tą szarą myszką”, którą kiedyś byłam. Staram się przystosować do wciąż nowych mi sytuacji. Z czasem stałam się bardziej pokorna, na wiele rzeczy patrzymy innym, łaskawszym okiem.. Nabrałam dystansu do siebie, przez co stałam się bardziej pewna. Chociaż z ta pewnością siebie nie chcę tutaj przesadzać, bo często ją gubię, czując się w niektórych sytuacjach dość niekomfortowo.
Wiem, że osoby nieśmiałe mają bardziej pod górkę, dlatego staram się dopasowywać do wciąż zmieniającego się świata.

Dziś, patrząc na to wszystko trzeźwym okiem dochodzę do wniosku, że nadal zbyt bardzo przejmuję się opinią ludzi, która przecież nie powinna wpływać na to, co robię i jaki mam do tego stosunek. Muszę raz na zawsze zapamiętać, że najważniejsze jest to co sama czuję. Skoro jest mi dobrze tak jak jest, to niby dlaczego mam to zmieniać? bo ktoś twierdzi inaczej? zbyt wiele razy zmieniałam swoje podejście na siłę, ale to był już ostatni raz. już nigdy więcej nie pozwolę nikomu wejść sobie na głowę. Od razu lepiej oddycha mi się z tą świadomością. Moja nieśmiałość z przeszłości to dla mnie pikus w obliczu innych, wydaje mi sie poważniejszych problemów. Praca nad sobą jest zdecydowanie najcięższą ze wszystkich prac... Każdy błąd nauczył mnie czegoś ważnego. Nie jestem nieomylna. Muszę się sama przejechać, żeby czegokolwiek się nauczyć. Pieprzona „Zosia samosia”, chyba coś w tym jest.

Nadal jestem zbyt wrażliwa i słaba, po prostu. Tak łatwo mnie zranić, nawet najzwyklejszym słowem rzuconym ot tak. Boli mnie to, że wciąż muszę się pilnować, bo gdybym przestała to zatraciłabym się całkowicie i spadła w otchłań bez dna. Często zdarzało mi się zatracić samą siebie i ulec presji otoczenia .Jednak dziś wstałam silniejsza i spoglądając w lustro zobaczyłam zwyczajną dziewczynę, dla której nie jest ważny poklask tłumów. Dobrze mi ze swoim ciałem, dawno już zaakceptowałam swoje kompleksy i nie muszę w sobie nic zmieniać. Nie muszę być niewiadomo jak piękna, charakterystyczna, dobra, nie muszę posiadać drogich, markowych ciuchów, wielkiej paczki znajomych, nie muszę mieć idealnej mimiki, żeby cieszyć ze swojego życia takie jakie jest. To ja mam być spełniona i zadowolona, a nie inni. Bo tak naprawdę nie ważne jest to jak wyglądamy tylko to co mamy w środku.  Musimy pokazywać ludziom to co jest w nas najszlachetniejsze i ja staram się tym kierować.

„W życiu są tylko piękne chwile” – Czesław miał rację. Piękne słowa również wygłosił świętej pamięci Jan Paweł II: „Śpieszmy się kochać ludzi, bo tak szybko odchodzą."Tego nauczyło mnie życie w ostatnim czasie, żeby cieszyć się tym co jest w tej chwili, bo jutro może nam tego zabraknąć. Wiedziałam, że wrzesień będzie bardzo ciekawy i nie zawiodłam się na swojej nadziei. Dostałam od losu piękne prezenty, w tym taki jeden, którego nigdy bym się nie spodziewa, a spieprzyłam tą znajomość w gimnazjum, jakieś 5lat temu. Dziękuję tej osobie za przypomnienie sobie, że istnieję na świecie. :)  Dlatego staram się z niego korzystać jak najlepiej potrafię i wykorzystać ta szansę tak jak najlepiej potrafię. Najważniejsze się nigdy nie poddawać, bo wiara czyni cuda.


wtorek, 3 września 2013

"Wrzesień - na­pad ar­mii nau­czy­cieli na uczniów."


Czas pomału przyzwyczajać się do szarej, smutnej i monotonnej szkolnej rzeczywistości. Do codziennego wczesnego wstawania i wracania ze szkoły do domu późnym popołudniem. Przed nami masa sprawdzianów z wiedzy i wiele innych niespodzianek związanych ze szkołą.

Ja mam swoje prywatne powody, żeby cieszyć się z tego, że rozpoczął się rok szkolny. Wolę być zmęczona fizycznie chodzeniem do szkoły, niż być totalnie zmęczona psychicznie.
Chociaż osoby napotykane przeze mnie w ciągu roku szkolnego pewnie przyniosą mi "problemów", do których potrzeba cierpliwości i spokoju do ich rozwiązania. To właśnie przez kilka takich osób wrzesień zapowiada się całkiem ciekawie... Bo to właśnie dla nich już nie będę taka miła jak kiedyś jak mi się coś w nich nie spodoba.
W śród nich znajduje się osóbka dla, której będę "zimną suką" jeśli dalej będzie tak postępować ze swoim życiem i z osobami, którym tej osobie naprawdę zależy. Dla tej jednostki z całego serca życzę jak najlepiej, ale już nie mam do niej cierpliwości. Czas skończyć z przejmowaniem się problemami tej postaci, skoro moje dobre intencje idą na marne.

Te wakacje mnie zmieniły. Nie same wakacje miały na to największy wpływ, tylko wydarzenia przed ich rozpoczęciem. Stałam się bardziej otwarta, a w niektórych sytuacjach już nie jestem tą "szarą myszką bojącą się świata". Gdzieś tam gubię pewność siebie, ale pracuję nad tym. Może na pierwszy rzut oka tego nie widać, ale tak się właśnie stało. Dużo myślałam, snułam głębokie refleksje nad swoim życiem. Sporo rzeczy postanowiłam w sobie zmienić i będę się starała dotrzymać swojej obietnicy. Nie dla kogoś lecz dla samej siebie, bo już naprawdę długo to sobie obiecuję.

Bardzo brakowało mi tej energii, którą emituje moja kochana klasa. Nie jest ona idealna, ale za to jedyna w swoim rodzaju. 3BT pamiętajcie jesteśmy najlepsi. Kocham Was mimo wszystko. ♥♥

W szkole mam dużo zmian i jak zwykle wiele niezgodności w planie lekcji. W końcu Ekonomik "słynie" z bardzo częstych zmian w planie, często następujących tydzień po tygodniu.

Pożyjemy zobaczymy co nam przyniesie przyszłość. ☺

czwartek, 29 sierpnia 2013

"Szczęśliwi i załamani są w śród nas!"

Wczoraj (27.08.) zostałam "najszczęśliwszą osobą na świecie". Tak, wiem, wiem ... Nie powinnam się cieszyć z czyjegoś nieszczęścia, a tym bardziej z wydarzenia, w jakimś stopniu wciąż ważnej w dla mnie osoby. Jakoś tak wyszło, no cóż poradzić. Stało się jak się stało. Nie życzyłam im źle i chciałam, żeby byli szczęśliwi. Ale tak jakoś wyszło, że od początku ich związku, który zawarli po raz kolejny, wiedziałam, że on na dłuższą metę nie wypali, że nie potrwa zbyt długo. Przeczuwałam to. Ich rozstanie było jednym z moich wakacyjnych, życiowych marzeń. Jak się okazało to od postanowienia tego nie musiałam długo czekać na spełnienie tego życzenia. 

Przyznam się bez bicia, że miałam w swoim życiu, w wakacje trudny okres. Miewałam cholerne huśtawki emocjonalne. Mój rozum bił się z sercem. Czułam się jak jakiś świeżo wyprany dywan z niedokładnie spłukanym proszkiem do prania, który od momentu swojego wyprodukowania miał jakąś skazę. Ten środek chemiczny pozostawił gdzie nigdzie dziury nie do załatania. Żeby zabić Jego w moim sercu, musiałam zabić cząstkę siebie - to było najtrudniejsze. Z głowy nie mogłam się pozbyć tych czarnych myśli, żeby im się od samego początku nie układało i nie byli ze sobą zbyt długo. Najchętniej poderżnąłbym im gardło nożem, którego zostawili w moich plecach. Miałam o wszystkim
powściągliwe zdanie, wydawałam o tym wszystkim chłodny sąd. Nauczyłam się umierać w sobie, nauczyłam się ukrywać cały strach.

Ale po co się tym zamartwiać, wciąż o tym myśleć? Po co walić głową w mur? Po co brudzić sobie ręce krwią, którą potem ciężko się pozbyć? Po co psuć ich związek, wchodzić pomiędzy nich i rozsiewać śmierdzący ferment. 

Minął miesiąc od tego czasu. Z dnia na dzień stawali mi się coraz bardziej obojętni. Zaczęło mi to koło dupy latać, czy oni są ze sobą czy nie, czy im się wgl, układa. Nawet zapomniałam o swoim życzeniu. Zaczęłam nowe życie. Moje myśli się uspokoiły, ustatkowały. Już nie myślałam o tym co było kiedyś pomiędzy Nim i Mną. Jednakże zdarzały się wieczory, kiedy wracałam do cudownych wspomnień z okresu "nas". Podobnie było i wciąż jest jak opisuję to wszystko w swoim pamiętniku - oryginalnej wersji tego bloga.


Od wczorajszego dnia jestem naprawdę szczęśliwa Od dzisiejszego ranka jestem cała w skowronkach - nie pamiętam kiedy ostatnio aż tak szczery uśmiech zawitał na mojej twarzy. Gdzieś jeszcze we mnie wciąż istnieje uczucie niedowierzania, że to się naprawdę stało. Czasami myślę sobie, że to jakiś żart, ironia i za chwilę dostanę wiadomość, że znowu są razem. Chcę dla nich jak najlepiej, żeby ułożyli sobie życie, obojętnie czy razem, czy osobno. Chcę, żeby po prostu byli szczęśliwi.

No, cóż stało się jak się stało. On pewnie teraz topi smutki w butelce wódki. ;C Jak tak, to chętnie wypiłabym z nim za jego zdrowie, zdrową psychikę i powodzenie w życiu. Chcę, żeby jak najszybciej zapomniał o tym całym zdarzeniu, o nich. Podsumując, w sumie ich wspólnie spędzone ponad 2lata poszły się jebać. Już po ostatnim ich rozpadzie ich związku, On nie trzymał się za dobrze. Nie chcę nawet myśleć jak postąpi tym razem.
Nie chcę, żeby znów się załamywał, całkowicie tracił wiarę w ludzi, w siebie. Nie chcę, żeby się tak męczył. Wciąż jest bliską dla mnie osobą, jest mimo wszystko moim przyjacielem. A jak ktoś mi bliski się męczy, nie może się pogodzić ze swoim losem, to jest mi naprawdę ciężko, męczę się razem z nimi i staram się im pomóc, w jakimś stopniu zniwelować ból, czasami nawet bawię się w psychologa, wsłuchuję i staram się dawać dobre rady. Aktualnie chyba pozostało mi tylko pocieszanie Go, bo od tego są przyjaciele. Przecież prawdziwych poznaje się w biedzie, w potrzebie. ;D  


A o niej już nic nie wspomnę. Mogę powiedzieć, że po raz kolejny zachowała się jak jakaś suka, zostawiła Go, bo stwierdziła, że z innym było jej lepiej. Pewnie za jakiś czas znowu się okaże, że żałuje, że z nim zerwała. Nie trawię takich lasek... Nie wiem jak to dokładnie wszystko wyglądało, nie chcę dodawać tu swoich niepotrzebnych słów. Ona wydaje mi się śmieszna, żałosna,  dziecinna. Pewnie nawet nie próbowała porozmawiać dlaczego tak myśli, nic nie zaproponowała, żeby to naprawić i starać się z całych sił, żeby nie dopuścić do rozstania. Niech lepiej dobrze zastanowi się nad tym co zrobiła. Rozwiązała ich związek, a żeby było śmieszniej po raz kolejny nie zrealizowała tego rozmawiając o tym w 4 oczy. Wiem, że taka konwersacja związana z rozstaniem nie jest łatwa do wykonania, no ale ku.... bez przesady. Przecież to takie popularne w dzisiejszych czasach. To takie typowe zachowanie dla gimbusów. Nawet nie myślą tak jak to jest wskazane na ich wiek. Z przykrością muszę stwierdzić, że populacja ludzkości coraz bardziej stacza się ku dołowi. Jakie to przykre. Achh...te gimbusy i ich młodsze i starsze pochodne. Aż brak mi słów .... 

Mam to gdzieś co On i Ona sobie o mnie pomyślą czytając moje słowa, to że cieszę się z ich rozstania. Z tymi czarnymi myślami nie jest mi za dobrze, jest mi naprawdę wstyd!!! - mówię z ręką na sercu, bo nie chcę, żeby ktokolwiek w przyszłości mi życzył podobnej rzeczy.

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

"Codzienność"

Długo się zastanawiałam o czym tutaj napisać, żeby to w ogóle nie miało żadnego związku, styczności z tym co się dzieje, tego co obecnie piszę na oryginale. Przyszło mi kilka pomysłów do głowy, ale znowu mam brak jakiejkolwiek weny twórczej na sklejenie wyrazu do wyrazu w tai sposób aby to w miarę przyjemnie się czytało. Pożyjemy zobaczymy, może taki czas nastąpi.

W tym poście postanowiłam opisać to co teraz u mnie się dzieje.
No cóż, ja mogę tu napisać. Są wakacje, które zbliżają się ku schyłkowi. Kartki w kalendarzu coraz szybciej zmieniają częstotliwość wypadania - czas mija coraz szybciej, jak to bywa zawsze pod koniec wakacji. Od dnia dzisiejszego zostały dokładnie 2 tygodnie do rozpoczęcia roku szkolnego. nawet nie wiem kiedy te wszystkie dni wakacji minęły. Przeleciały jak piasek przez palce.

Te wakacje prawie niczym nie różnią się od swoich poprzedniczek. Robota, nuda i brak czasu na zorganizowanie spotkań ze znajomymi. Nawet nie zdążyłam dobrze odpocząć od nawału obowiązków związanych ze szkołą, z powodów obowiązków, pomocy rodzicom przy gosp. rolnym.
Od jakiś 5lat moi rodzice mają plantacje ogórków na sprzedaż. 400metrów bieżących to jest dosyć sporo, ale nie aż tak dużo żeby zatrudniać pracowników. Dlatego ja musiałam pomóc. Jak mój najstarszy brat był w domu to tez służył pomocą - nie miał innego wyjścia. A średniemu bratu się w tym roku upiekło z powodu pracy - praktyk, w nadleśnictwie. Od 4lipca musiałam wstawać ok 6rano i udawać się na pole, za moim domem. Poranki w ten sposób spędzałam do jakiejś 9, czasami 10 rano, w zależności od  ilości plonu i osób zbierających i sortowania. W dni w których nie mieliliśmy zbierania koło domu, musiałam wsiąść na rower i jechać na pole do babci na kolejna porcję ogórków. Któregoś dnia znosiliśmy wiadra dość długo, a po skończeniu tego oszacowaliśmy je na ok 300kg bez sortowania. masakra.  Już patrzeć na nie nie mogłam, ale na szczęście wraz z nadchodzeniem sierpnia moja udręka malała, a teraz mam z tym spokój. Bywały takie dni kiedy była 21-22 a ja już padałam na pysk z powodu braku sił, powieki miałam ciężkie, ale dzielnie wytrzymywałam do tej 23/północy w towarzystwie komputera czy telewizora.
Moje dłonie już nie wytrzymywały. Były strasznie suche, podrapane szorstkimi liśćmi, a ogórki pozostawiały na skórze żółto-zielono-brącową substancję ciężką do zmycia. Pielęgnacja kremami, pilingami i innymi substancjami nie pomagała.  Mój naskórek robił się coraz cieńszy na koniuszkach palców, jak i na powierzchni całych dłoni. Niekiedy stawało się tak, że powstawały małe przetarcia do krwi. Zakładanie rękawiczek też mi nie pomagało. Wręcz przeciwnie. Mając je na rekach moje dłonie zaczęły się pocić/ nabierać wilgoci od porannej rosy. To tylko potęgowało moją nieprzyjemność, ponieważ się zaparzałam w nich.
Ale patrząc na to z innej strony rezultat jest imponujący. Zarobić ponad 5000zł przy cenie 3zł/kg w taki sposób jest naprawdę ciężkie, a my tego dokonaliśmy.

Część tegorocznych wakacji spędzam nad relaksem w samochodzie nauki jazdy u P. Doroty Wawrzyniak. :)
Jeszcze jakiś czas temu przechodziły mnie ciarki po całym ciele na myśl - ja i samochód. Jakoś nie wyobrażałam siebie w roli kierowcy. Było przyczyną głównie tego, że nie prowadziłam nigdy samochodu, motory, ciągnika itp. A tu proszę jaka niespodzianka - odnalazłam się w tym i powiem szczerze bardzo podoba mi się to. Jakiś miesiąc temu zakończyłam wykłady, a w chwili obecnej jestem już po 3 jeździe. Z każdego z tych razów jestem zadowolona.
Tak jeszcze wspomnę, że w jestem w grupie z Danielą Przybył, Albertem Stankiem, Sebastianem Stanaszkiem, Sewerynem Gralą i jego mamą.

Mój pierwszy raz był można stwierdzić pewnego rodzaju niespodzianką. Wcześniej taką sama jazdę miała Daniela. Rozmawiałam z nią dzień przed moją jazdą i powiedziała, że nie wyjeżdżała z placu. Nie pisnęła nawet słówkiem o tym co tak na prawdę mnie czeka.
Miałam jeździć tylko po placu manewrowym, a ku mojemu zaskoczeniu Dorotka wypuściła mnie w teren. Objechałam Białczyk, Pyrzany, Świerkocin, Nowiny, Białcz i przez Witnicę pomału dojechałam do swojej miejscowości, do domu. Już wtedy dosyć ładnie panowałam nad samochodem. No, nie było jakoś idealnie, bo czasami emocje brały górą a wtedy majtałam kierownicą. Nie zasprzęglam samochodu, redukcja biegów wychodzi mi całkiem, całkiem, iż muszę nauczyć się jeszcze nie patrzeć na to jak zmieniam bieg. Całe szczęście w żaden rów nie wpadłam, żadnej stłuczki nie spowodowałam, samochód cały, przechodnie żyją. xd
Za drugim razem szło mi o wiele lepiej. Z początku znowu trochę nie panowałam nad kierownicą, ale w trakcie jazdy wszystko się unormowało - wystarczyło się trochę wyluzować i wczuć w rolę "kierowcy formuły 1". xd Trasa z pozoru prosta: dom - Witnica - Białcz (odwieść mamę Grali) -Witnica (kilka okrążeń po obwodnicy i po mieście) - dom. Dlaczego z pozoru? bo największą trudność sprawiały mi ronda. Nie jeździłam po nich tak jak to powinno prawidłowo wyglądać, gdyż najeżdżałam na ten bruk, kamienie, czy co tam jest. Kilka razy zamiast wbić 3, dałam na 5. Ale to taki mały szczegół.
Ostatnią jazdę miałam w piątek. Tutaj kolejna niespodzianka, o której domyśliłam się po kilku minutach prowadzenia auta. Nie pasowała mi jedna rzecz, której zawsze nie było - dodatkowy pasażer (Sebastian). Od razu wtedy wiedziałam, że czeka mnie podróż po Gorzowie. Jak na razie jechałam tylko obwodnicą tego miasta do WORD'u. Dalej zmienił mnie Seba. Jak to się mówi - od czegoś trzeba zacząć. Dziś Daniela miała taką samą jazdę jak ja. Ciekawe jak jej poszło? :d
Tak naprawdę największe wyzwanie jeszcze przede mną. Opanowanie tych wszystkich rond w GW nie będzie takie proste. Nie ma się czym przejmować. Co ma być, to będzie.

Ogólnie co u mnie słychać?
Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Zdowie można mówić dopisuje, byłoby lepiej gdyby nie zapalenie zatok i te wszystkie związane z nim antybiotyki. Samopoczucie i dobru humor mnie nie zawodzi. Zawsze może być gorzej. Już od dawna nie żyję wspomnieniami. Musiałam zabić cząstkę siebie, żeby wyrzucić z siebie te wszystkie uczucia, które jak dla dilera były dla mnie uzależnieniem. Oddaliłam się od takiego życia.

Amen. 

niedziela, 11 sierpnia 2013

"Kilka słów od autorki"

Na prośbę pewnego anonimka z aska postanowiłam podzielić się niektórymi moimi myślami zawartymi na moim  blogu. Powiem na wstępie, że nie oczekujcie nie wiadomo czego od tego marnie wyglądającego brata bliźniaka oryginalnej wersji mojego osobistego bloga. Znajduje się na nim marna ilość fragmentów postów. Niektóre z nich są ucięte do minimum, żeby nie zdradzić pewnych szczegółów mojego życiorysu.

Posty dodawane tutaj (w oryginalnej wersji bloga) są taka jakby moją autobiografią. Robię sprawozdania ze swojego życia. Z wydarzeń, które z znaczny sposób sprawiły, że jestem w chwili obecnej taka a nie inna. Dzieciństwo, podstawówka, gimnazjum, szkoła średnia, internat, życie codzienne i teraźniejszość nie są dla mnie sprawami łatwymi, dlatego je poruszam, snuję nad nimi refleksje. Większość zawartych tam myśli wolę zachować dla siebie, dlatego nie udostępniam pierwotnej wersji. Nawet gdybym chciała się tym podzielić z innymi to teraz zbytnio nie mogę, bo jest on nie ogarnięty i to strasznie nie ogarnięty. Większość postów jest rozpoczętych i porzuconych dla innych i tak w kóło. Tylko "aktualizacje danych" są skończone, ale nie do końca - tak w 95%, gdyż chętnie wpowadziłbym w nich drobne poprawki, ale tym zajmę się kiedy indziej, jesli wgl to nastąpi.
Autentyczny blog będzie udostępniony w dalekiej przyszłości, ale tylko dla osób, które sobie na to z jakiś sposób u mnie zasłużyły - czyli mam do mich pełne zaufanie. Znajdą się z 1-2osoby, do które kiedyś moje zaufanie zaniechały w pewnym stopniu, ale chcę żeby to przeczytały, żeby wpłynąć na nie w jakiś sposób. Nie chcę,żeby notorycznie popełniały niektóre błędy, tłumacząc się tym, że one nie widzą w tym nic złego. A jak im się coś uświadomi i przyznadzą mi rację, to nie chcą tego w sobie zmieniać, bo im z tym jest dobrze, nawet mino tego, że  nie zdając sobie z tego sprawy mogą tym ranić inne osoby, choć one nam tego nie wypominają.


Wiem, nie jestem dobra w swoich wypowiedziach pisemnych. Zbytnio nie wychodzi mi relacjonowanie wydarzeń z mojego życia. Już o niebo lepiej wychodzi mi opisywanie emocji, które przeżywałam w niektórych okresach swojego życia.

Założyłam tego bloga aby wyrzucić ze swojej głowy zbędne myśli, żeby móc o pewnych wydarzeniach zapomnieć. Wciąż stoję na rozstaju dróg i nie wiem, którą z nich podążać, żeby nie powtórzyć błędów z przeszłości. Tych wydarzeń było zbyt dużo, dzięki czemu ucierpiała moja psychika, a teraz jak się okazuje również sieć nerwowa mojego organizmu. Ale o tym nie będę się rozpisywać ... nie tutaj... i nie zamierzam się tym zdzielić z osobami, do których nie wgl. nie mam zaufania m.in. z ciekawskimi anominkami.

Bloga (jak i odpowiadanie na pytanie z aska)  również wykorzystuję do rozwijania swojego języka. Staram się robić w to w sposób kreatywny, bawić się tym, ubarwiać swoje myśli. Miewam czasami dni, w których mój zasób słownictwa jest strasznie ograniczony. Są również dni jest tak wszechstronny - mam taką kumulację porównań, epitetów, przenośni, ect, że aż żałuję, że nie mam ich na czym/gdzie zapisać, a niekiedy moja pamięć mnie zawodzi do tego stopnia, że nie potrafię ich odtworzyć w sposób jak to było w czasie natchnienia. Jednym z moich wakacyjnych postanowień było wprowadzenie barw do odsługiwanego się prze zemnie języka, zmniejszenie chaotyczności i nudy w nich. Muszę szczerze stwierdzić, że czytając niektóre moje teksty jestem w szoku, że jestem w stanie napisać coś na prawdę dobrego i jestem pełna podziwu co do mojej osoby. W przyszłości nie zamierzam się ograniczać w słowach w publikowanych przez siebie postach na blogu, photoblogu, czy w odpowiedziach na asku.

W ostatnim czasie przeglądając niektóre profile na portalach społecznościowych, na których można zadawać pytania, czytając odpowiedzi jestem zawiedziona tym jak w nich ogranicza się nasza młodzież. Zdarza się ak, że to tylko jeden wyraz. Najwidoczniej ludziom nie chce się trochę pogłówkować, żeby w miarę rozwinąć w sposób kreatywny swoje odpowiedzi. Wszystko rozumiem. Nikt nie jest idealny. Nikt nie jest jakimś wybitnym filozofem. Przyznam sama nie jestem lepsza. Wiem też po sobie, że niektóre pytania są tak sformułowane, że nie da się udzielić odpowiedzi w inny sposób, albo nie chcemy się dzielić z osobami trzecimi informacjami na dany temat. Ale bez przesady. Biorąc na przykład niektóre osoby z naszego otoczenia muszę niestety stwierdzić, że społeczeństwo się uwstecznia. To głównie dlatego mówią, że w śród nas jest coraz więcej tzw. "gimbusów". I ja ten fakt potwierdzam. Nie będę się dłużej rozpisywać na ten temat, bo zapewne znajdzie się kilka osób, którym dalsza treść mogłaby się nie spodobać. Choć i tak zapewne będzie/jest, że spotkam się z wielką falą hejtów skierowanych w moja stronę od sfrustrowanych miernot. Od osób, które wchodzą w życie w czyjeś życie z błotem i rozsiewają ferment, na temat na który wiedzę mają niewielka.

aaaa i jeszcze jedno.
Wiadomo każdemu zdarzają się pomyłki "literackie".
Umieszczamy stwierdzenia w sposób dla kogoś niezrozumiany. Drobna pomyłka w tekście, kiedy zamieściliśmy inne wyrażenie/słowo niż mieliśmy zamieścić zmienia czytelnikowi sens zdania w inny i odbiera to całkiem inaczej niż to powinno być, albo gubi się w tym co tak właściwie chcieliśmy przekazać.
Dlatego nie łapcie mnie za język kiedy zauważycie tego typu błędy w moich wypowiedziach udostępnionych tutaj, czy na asku. W tym ostatnim ostatnio tak było.... niestety i spotkałam się obelgą od anomina, którego bardzo pozdrawiam, bo zapewne to czyta.

Cytaty

(Znajdują się ty krótkie fragmenty oryginalnych tekstów znajdujących się lub zamierzam je zamieścić na moim osobistym blogu)
 

Aktualizacja danych - "Hand of Blood" 
(29 czerwiec)

"Trochę mu skłamałam z tym: " (...) Chociaż "trochę mu skłamałam" to za mało powiedziane. Nawet nie mogę znaleźć słowa idealnie pasującego. Po prostu go oszukałam i nie czuję się z tym za dobrze. Zrobiłam to pierwszy raz. Tak będzie lepiej, jeśli na jakiś czas zachowam to dla siebie. Mam dobre intencje i swój cel w tym, nawet jeśli największą ceną, którą będę musiała zapłacić będzie moje samopoczucie. Po prostu chcę dla niego jak najlepiej. Nie chcę po raz któryś oczerniać się przez tą moją szczerość powodującą u niego zakłopotanie, huragan myśli, w których nie może się odnaleźć. Już raz spowodowałam u niego tą nie odwracalną bezradność, która z każdym kolejnym dniem powodowała to, że oddalał się ode mnie coraz bardziej, by w końcu nie wytrzymał napięcia sytuacji i ze mną zerwał.
Prawda jest taka, że wciąż go KOCHAM. Nie chcę się oszukiwać z tym uczuciem, wmawiając sobie, że tak nie już jest, że zapominam. Może i rzeczywiście tak jest, że zapominam, ale następuje to w ślimaczym tempie i na prawdę jeszcze sporo minie zanim tak będzie."

Aktualizacja danych - "All hope is gone"
(13 lipca)


"Co u mnie?

Niby wszystko okey. Pomału wszystko wraca na swoje miejsce, ale i tak daleko jest do idealnego stanu. na  twarzy cały czas trzyma mi się uśmiech. Chwilami to jest możliwe biorąc pod uwagę wydarzenia z ostatniego okresu. Wciąż miewam cholerne huśtawki emocjonalne. Mój rozum bije się z sercem. W głowie tysiące myśli, które są nieprzewidywalne jak pogoda w wysokich górach -ciągle się zmieniają.
Czuje się jak jakiś świeżo wyprany dywan z niedokładnie spłukanym proszkiem do prania, który od momentu swojego wyprodukowania miał jakąś skazę. Ten środek chemiczny pozostawił gdzie nigdzie dziury nie do załatania.

 Dzisiaj mija równo miesiąc od rozstania z Piotrkiem (13.06.2013).

Można powiedzieć, że do Piotrka już nic nie czuję. Nie myślę już o nim w taki sposób jak kiedyś. Częstotliwość tych myśli też się zmieniła. Jest znikomym procentem tego co jeszcze nie dawno działo się w moich myślach. Gdzieś tam wśród miliona myśli znajdą się te, dzięki którym mogę śmiało powiedzieć, że wciąż Go Kocham. Moje serce jest złamane, moje organy  krwawią. Ale ja wciąż odnajduję miłość. Ale w zabijam to w sobie. To nie jest już to uczucie z którym mogłabym się wciąż z nim podzielić. Nie chcę jak na razie widzieć Go na oczy. A na pewno nie teraz jak znów jest z Mariką, o czym mi samowolnie nie chciał powiedzieć, mimo tych wszystkich obietnic, które padały z jego strony na ten temat. (...)


*KOŃCÓWKA NOTKI (zmieniona czcionka) JEST TROCHĘ ZMIENIONA NA POTRZEBY TEGO BLOGA. ORYGINAŁ CIĄGNIE SIĘ NA DOBRE 3-4 STRONY.





["Środkowe palce w górę jeśli masz wyjebane!

Jestem cholernie zmęczony przez przełykanie wszystkiego, czym jestem karmiony.
Środkowe palce w górę, jeśli masz wyjebane! Wydaje ci się, że coś zmieniasz?
Kwestionuj wszystko. Świat to burdel, twoje dzieci mają przejebane.
Ci którzy myślisz, że cię chronią, tylko czekają by cię skrzywdzić.
Cóż, nasze umysły są zniszczone i wyprane.
Ale co ty właściwie masz zamiar zrobić?
Zjednoczeni - przegramy. Podzieleni - upadniemy. 

Mamy przejebane, ale ty to tylko pogarszasz.
Zjednoczeni - przegramy. Podzieleni - upadniemy.

Poddaj się, bo pogarszasz tylko sprawę.
Daj mi odetchnąć ty oszukańczy, niedoinformowany, egoistyczny chuju.
Jeśli naprawdę wierzysz w głoszone przez siebie słowa, wyłaź zza ekranów i na ulice!
Nie będzie żadnej pokojowej rewolucji! Ani wojny bez rozlewu krwi!

Możesz mówić, że jestem tylko głupcem który walczy o nic.
Cóż, jeśli tak,
TO JA MÓWIĘ, ŻE JESTEŚ PIZDĄ"] "





"Chaos niekontrolowany." 

*opis początku roku/snu z kiwetnia
"Jakoś na początku tego roku miałam taką jakby "depresję". Nazywałam ją "kryzysem wieku średniego". Nie było ze mną za dobrze. Mo­ja ra­dość już dawno rozpłynęła się we mgle samotności. Na szczęście nie płakałam, a przez głowę nie przechodziły mi samobójcze myśli. Po prostu byłam ciągle smutna, przygnębiona. Na twarzy rzadko witał szczery uśmiech, od ucha do ucha. Nikt o tym nie wiedział. W śród znajomych w szkole udawałam, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Na twarz nakrywałam maskę dobrego humoru. W samotności wszystko powracało. Odcinałam się od otaczającego mnie świata. Muzyka na uszy i lecimy z życiem - tak wyglądało moje życie codzienne.
(...)  
5 kwietnia miałam strasznie psychiczny sen, po którym moje życie bardzo mocno się zmieniło. Chwilami nie mogłam u to uwierzyć, bo myślałam, że to jest jakąś imaginacja.
Pamiętam tylko z niego jakieś urywki.
W tym śnie byłam w budynku, coś w stylu jakiegoś akademiku. W koło prawie sami chłopacy. Żadnych twarzy w nim nie znam. No, może oprócz jednej dziewczyny - Natu. Była w nim przez kilka chwil.
Byłam w pokoju pełnym śmieci. Wszędzie były porozwalane rzeczy. Trudno było przejść. W powietrzu unosił się zapach papierosów. od którego stężenia się dusiłam. Znajdowało się w nim 5,6 chłopaków, nie przeciętnej urody. Byli dosyć przystojni.  Porozmawiałam z nimi.  W trakcie tej konwersacji do pokoju przyszła Natu. Zapytali się nas czy nie mamy ochoty zagrać z nimi w grę coś w stylu pegazus, PSP. Początkowo odmawiałyśmy. Namawiali nas, namawiali, aż w końcu się udało. Przekonali (przynajmniej mnie) tym, że jeśli wygram dostanę to czego <i  tu zbytnio nie pamiętam>  pragnę od bardzo dawna/ludzkość pragnie od wieków. Zgodziłam się, ale jedynie wtedy kiedy Natu zagra pierwsza, zagram ja. Włączyli jakąś dyskietkę/płytę. Gra wylosowała się sama, ale konkurenta do gry trzeba było wybrać samemu. Ona wybrała pierwszego lepszego. Jej grą był mecz piłki nożnej, taka jakby Fifa. Przegrała.
Ja kazałam tym chłopakom ustawić się w koło, w którego w środku znajdowałam się ja. Zamknęłam oczy, zakręciłam się, po czym stanęłam w miejscu wskazując palcem mojego przeciwnika. Jak dla mnie moja gra była prosta, wręcz dziecinnie prosta. Bo co to za gra, w której jesteśmy na desce wodnej, jesteśmy przyczepieni do jakiejś łodzi, która płynie z dużą prędkością i omijamy różne przeszkody. Obrałam sobie taką taktykę, dzięki której oni myśleli, że oszukiwałam, bo musiałam wcześniej w nią grać i ją znam. Ale to za bardzo im nie pasowało, bo grę opracowali sami specjalnie na  takie okazje jak ta i nigdy ona nie wyjdzie na rynek. To oni znali wszelkie kody dzięki którym mieli przewagę nad nami.
Na końcu jakiś chłopak zapytał mnie się "Czy wierzę w Boga?!". Po czym się obudziłam. Coś mi nie pasowało, bo przed tym snem dzwonił mi budzik. Okazało się, że zaspałam na autobus.
Masakra. Jakoś nie jestem specjalnie wierząca, ale później wiele razy zadawałam sobie te pytanie. I pomyślałam sobie, że jak Bóg istnieje to niech da mi jakiś znak. Biorąc pod uwagę wydarzenia z przyszłości, doszłam do wniosku, że on istnieje. A ten sen miał jakiś głębszy proroczy sens. ;D"



„Do póki moje serce bije…”

*opis wydarzeń z maja ♥
  Pamiętam te dni - pierwsze słowa, pierwsze smaki, pierwszy sen. Pamiętam nasze proste rzeczy.
Był jak łyk najlepszego wina. Szybko mnie odurzył. Spowodował, że straciłam dla niego głowę. Im dłużej z nim byłam tym bardziej Go pragnęłam. Mówił mi najsłodsze rzeczy jakie kiedykolwiek słyszałam. Namieszał w mojej głowie jednym słowem, jednym gestem.
Pokazał mi miejsca tak wspaniałe, w których nigdy nie byłam. Ja diler dawkowałam ten stan. Stawał się moim nałogiem, którego nie chciałam się pozbyć. Nasz pierwszy pocałunek był jak kieliszek likieru, uderzył mnie szybko.
Jego oddech był moim tlenem. Moje serce biło jak zawzięte. Nie liczyło się nic więcej oprócz przyśpieszonego bicia serca.. W każdej chwili gdy zamykam oczy widzę jak się uśmiecha i patrzy tylko na mnie. Każde spojrzenie sprawiało, że w jego oczach mój cały świat mieścił się. Przywiązanie było ... silniejsze, im mocniej splataliśmy nasze dłonie patrząc sobie nawzajem w oczy.
Sprawiał, że wariowałam. Przy nim czułam się jak księżniczka.

"Długość dźwięku samotności."
*opis wydarzeń z początku czerwca

Moja radość rozpłynęła się we mgle samotności. Chciałam znów Nim oddychać. Szukałam tego co zwą szczęściem, bo jeszcze niedawno potrafiliśmy się wspólnie śmiać. Chciałam móc czytać Go co dnia na nowo, mimo że wiedziałam, że to jest Tak naprawdę było niezrozumiane każde moje słowo. Jego puste obietnice były słowami bez sensu. Nic dla mnie nie znaczyły, bo nie było w nich jakichkolwiek uczuć, emocji. Tęskniłam za naszymi dawnymi rozmowami, które mogły trwać i trwać… Anemia Jego słów, wzbudzała u  mnie głód.
Rujnował nasze wspólne chwile. (…) Za horyzont chowało się coraz bardziej to co było piękne. Brakowało mi nadziei na odbudowanie tego wszystkiego. Odchodziłam od zmysłów. Dusiłam się. Coraz ciężej było mi oddychać. Próbowałam znaleźć puls, choć wiem, że on zanikał. Nie potrafiłam być spokojna, gdy moje powieki były kurtyną. Stawiałam zamki z piasku w strugach deszczu. Mój świat stał nad przepaścią. Było mi coraz trudniej, bo uciekał mi ląd spod stóp. Na krawędzi robiłam rok jak po linie – niebezpiecznie obojętnie. Dopóki miałam gram nadziei, chciałam walczyć, aż uratowałabym jego i mnie. Wiedziałam, że muszę wyjść z mroku, by odzyskać swój spokój – choć to nie było proste. Jak ślepiec błądziłam wciąż.

 "Daleka droga do domu..."
*opis - ok 15lipca

Usunęłam Go z mojego życia. Uciekłam od świata, w który był jak sen pełen złudzeń. Od świata  pełnych wspomnień, od myśli w których tonę.  Czułam, że trzymanie tego wszystkiego dłużej w środku, w mojej głowie, byłoby dla mnie samobójstwem wyniszczającym moją psychikę. Samokontrola nie jest moim przyjacielem. W ciemności łatwo zabłądzić. 
(...)
W dalszym ciągu dochodzę do siebie po tych wszystkich przeżyciach. Miło tak sobie odpocząć i delektować się w spokoju wciąż świeżymi wspomnieniami. Nabieram sił na kolejne dni, które na pewno też będą piękne. Wiem, że prędzej, czy później znajdę kolejną miłość. Kogoś kto będzie  mnie traktował lepiej niż ktokolwiek inny.

 "Moja deklaracja płonie"
*pierwszy tydzień wakacji

Wszystko wróciło. Fala wspomnień zalała moje serce. Ciągła walka z czasem. Kiedy to się skończy? Potrzebuję chwili na głęboki oddech, bo chyba się zatracam i sama już nie wiem, czy to dobrze, czy źle? Wciąż żyję marzeniami, bo człowiek bez marzeń tkwi w miejscu, niczym statek na mieliźnie. Chodzę z  głową w chmurach i tylko drobne potknięcia sprowadzają mnie na ziemię. Jednak nie rozmyślam nad nimi zbyt długo, wytrzepuję kolana z kurzu i idę dalej, z uśmiechem przyklejonym do twarzy. Rozdrapywanie ran już dawno przestało być modne. Dziś liczy się tu i teraz."

=_=_=_=_=_=_=_=_=_=_=_=_=_=_=_=_=_=_=_=_=




"Miałam bardzo dziwny sny, po których ciężko mi się pozbierać..
Wczoraj długo leżałam w ciemnościach nie mogąc zasnąć. Dużo myślałam nad sobą i tym co się ze mną dzieje. Ostatnio często zdarzało mi się zatracić samą siebie i ulec presji otoczenia. Zbyt bardzo dotykały mnie wszystkie niektóre wydarzenia, do których przecież chyba nabrałam już dystansu. Jednak wciąż jeszcze nie umiem całkowicie się odciąć, chyba nadal jestem zbyt wrażliwa i słaba, po prostu. Tak łatwo mnie zranić, nawet najzwyklejszym słowem rzuconym ot tak. Boli mnie to, że wciąż muszę się pilnować, bo gdybym przestała to zatraciłabym się całkowicie i spadła w otchłań bez dna. Jednak dziś wstałam silniejsza i spoglądając w lustro zobaczyłam zwyczajną dziewczynę, dla której nie jest ważny poklask tłumów. Dobrze mi ze swoją chudością, krzywymi nogami, twarzą, zaakceptowałam to już. nie muszę być piękna, charakterystyczna, dobra, nie muszę mieć idealnej mimiki. To ja mam być spełniona i zadowolona, a nie inni. Z każdym kolejnym dniem muszę sobie to od nowa przypominać. Praca nad sobą jest zdecydowanie najcięższą ze wszystkich prac..."

"Wczorajszego wieczoru przez moją głową przepływał huragan myśli, mnóstwo wątpliwości i pytań nie dawało mi spokoju. Dziś, patrząc na to wszystko trzeźwym okiem dochodzę do wniosku, że nadal zbyt bardzo przejmuję się opinią ludzi, która przecież nie powinna wpływać na to, co robię i jaki mam do tego stosunek. muszę raz na zawsze zapamiętać, że najważniejsze jest to co sama czuję. skoro jest mi dobrze tak jak jest, to niby dlaczego mam to zmieniać? bo ktoś twierdzi inaczej? zbyt wiele razy zmieniałam swoje podejście na siłę, ale to był już ostatni raz. już nigdy więcej nie pozwolę nikomu wejść sobie na głowę. od razu lepiej oddycha mi się z tą świadomością :)"



"Brak mi słów. kolejny raz. znowu. Tysiąc myśli na minutę, drżenie rąk i poczucie, że jak podniosę się z krzesła, to bezwładnie osunę się na podłogę i już nie wstanę. Naprawdę nie wiem, co mam powiedzieć, co mam zrobić, co mam czuć. Chcę zniknąć."

"Z całych sił staram się wyrzucić z serca ten nieopisany żal, prawie mi się udało. Dziękuję ..., będąc z Tobą zapomniałam na chwilę o wszystkich troskach. Teraz słońce ustąpiło miejsca na niebie chmurom, zamykam oczy i pozwalam, by wiatr wysuszył łzy. Mam cichą nadzieję, że teraz będę sie już tylko uśmiechać."


"Śniłam o nienawiści, o przeszłych chwilach, które teoretycznie mam już za sobą. Jednak jak widać nie do końca. Coś sprawiło, że wspomnienia wróciły do mnie we śnie, równie silne i odurzające jak w realnym życiu. Ciary na całym ciele. Zaciśnięte pięści i zęby, aż do bólu. Przygryzam wargi na tyle mocno, by poczuć w ustach smak krwi. W oczach mam dzikość. Cała jestem jak nieoswojone, wypuszczone z klatki zwierzę. wszystkie mięśnie mam napięte, aż do granic możliwości. Jeden fałszywy ruch i znów skończy się jak wtedy. Nie cofnę czasu, więc po co te sny?"

 "Pewne uczucia są zupełnie jak pasożyty, nie wiadomo skąd przychodzą ale później ciężko się ich pozbyć. "