sobota, 15 lutego 2014

Dzień jak każdy inny.

Wczoraj były dla Walentynki. Dla mnie od zawsze ten jeden dzień w roku jest zwykłym dniem, niewyróżniającym się niczym. Nie dzieje się tak z kwestii tego, że w tym okresie nigdy nie miałam drugiej połówki, z którą mogłabym go świętować. Jak obserwuję swoich rówieśników, społeczeństwo to wydaje mi się to wszystko zbyt przesadzone, zbyt idealne. Niektóre osoby przed nadejściem 14 lutego nagle przypominają sobie, że kogoś darzą uczuciem, którym jest miłość. Zapominają o mnóstwie innych rzeczy, aby w tym dniu pokazać jak to mocno kochają swojego partnera/partnerkę. Dlaczego akurat w tym dniu ludzie mają wyznawać sobie miłość, dawać prezenty? Uważam, że jeśli się kogoś kocha naprawdę i szczerze to się robi to przez cały rok, a nie tylko tego dnia. Nie rozumiem zachowania singli, którym w tym dniu bierze się na sentymenty, wspomnienia, szlochają w poduszkę, rozpaczają jak to im się życie nie układa. To już lekka przesada. -_- 
Ja może nie mam jakiejś swojej sympatii, nie dostałam żadnej walentynki, ale za to dostałam prezent od losu, dzięki któremu czuję się jak ta przysłowiowa "Alicja z Krainy Czarów"

4 komentarze:

  1. Gratki. Teraz tylko zostało nauczyć się jeździć ;). Krótko jeździłaś, ale to akurat bardzo na Twoją korzyść, jak w przypadku każdego zdającego.

    Walentynki :D. Bukartyk fajnie mówił, skąd w ludziach tyle energii do negowania tego 'święta'. Kiedyś jeden znany mi osobnik mówił niemalże słowo w słowo jak Ty, teraz na 99% wielki celebryta tegoż dnia. Faktycznie dzień jak co dzień, ale czasami odskocznia jest potrzebna. A że 14 luty akurat, to cóż... Nie usprawiedliwiam, bo ciężko znaleźć mi drogę na egzystencję w tym poj... świecie. Ale po paru ładnych latach nieco zelżało, bo faktycznie szkoda marnować czasu, myśli, klawiatury, papieru, słów, energii na takie duperele. Za to wczoraj był dzień singla, tylko z tej okazji nikt nie ruszy się na bombardowanie sklepów, mniej dochodowe święto, niewymagające, na wręcz zakazane dalszemu reklamowaniu. Tylko Polmos może uzyskać jakieś przychody tytułem tego dnia.

    Dalej na tych szkaradnych fiatach zdaje się egzaminy?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję :) Wszystko w swoim czasie. Wiadomo, że w ciągu tych 30 kursowych godzin nie nauczę się jeździć jak rajdowiec F-1, tak jak wymagają tego od nas egzaminatorzy. xd Ja jako Alicja "Kubica" w przyszłości pokażę to co umiem. :)
    Mój egzamin może nie trwał zbyt długo, ale za to sam kurs wyczerpał wystarczająco mocno moje siły. Przeciągnął się strasznie w czasie, bo ok pół roku. Najważniejsze, że wszystko już za mną i teraz mogę się cieszyć swobodną jazdą, po odebraniu prawka. Jeszcze przydałby się własny samochód, ale to czeka mnie za jakiś czas... :)
    Te Punciaki już się pomału rozlatują, a egzaminatorzy je "odmładzają" i trzymają ich honor. Podczas jednego z moich egzaminów (a było ich w sumie 4) mogłam przeżyć to na własnej skórze. Otóż podczas jednej z prób cofania na łuku, po jakiś 1,5m, coś zaczęło strasznie trzeć i wydawać dziwne dźwięki, w czego konsekwencji auto zatrzymało się. Ten sam Pawlak u którego zdałam, podszedł do samochodu i powiedział do mnie takie coś: "Bardzo mi przykro, ale nie mnie Pani uznać tej próby, gdyż zadanie nie zostało wykonane poprawnie i płynnie. Nie wiem czyja to jest wina - samochodu czy może Pani. Nie widziałem jak Pani zmienia biegi, a najprawdopodobniej wybił wsteczny. Wątpię żeby to była wina samochodu, bo on jest nowy. Może Pani zrobiła to specjalnie?!" Gościu wydawał się sympatyczny, ale z tą swoją wypowiedziom przesądził i wybił mnie z równowagi stresując mnie jeszcze bardziej. Dzięki temu kolejna próba zakończyła się najechaniem na linię.
    A co do tego wstecznego to było bardzo dziwne. Samochod mi nie zgasł, dźwignia znadowała się na swoim miejscu. Jak się nie mylę, jakby mi wybiło bieg to była by na luzie?, a tak nie było. ;|

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zależy od charakterystyki skrzyni biegów, stopnia zużycia poszczególnych elementów. Ale jak światło cofania się świeci to i wsteczny jest wrzucony, pajac...

      Ważne że zdane, najgorsze masz za sobą. Jeszcze jakaś gorąca sytuacja, która najlepiej żeby skończyła się bezszkodowo i już z górki.. ;)

      Usuń
  3. A powracając do tematu przewodniego mojego postu...
    Czasy się zmieniają, a w raz z nimi ludzie. Może kiedyś zmienię swoją opinię. Dlatego nie zaprzeczam temu, że w przyszłości nie będę świętowała z powodu Dnia Zakochanych. Nie potrzebuje prezentów na takie okazje, co nie oznacza, że nie chcę ich dostawać, czy ja sama nie będę mojego "lubego" nimi obdarowywać. :) Jestem skromną osobą i tak na prawdę w pełni wystarczałaby obecność szczerze kochającej mnie osoby i będę patrzyła na emocje związane z tym uczciem, którym darzy mnie ta osoba przez czas trwania związku. Jakiś nie wyszukany prezent nie zaszkodzi. Mogę powiedzieć, że na pewno nie będę się afiszować, chwalić tym jak spędziłam ten dzień i co dostałam, a tym bardziej nie popadnę z popęd shopingu, robienia wzniosłych prezentów, niespodzianek. :)
    A jeśli chodzi a sklepy monopolowe to one zawsze i bez okazji będą odnosiły największe zyski.

    OdpowiedzUsuń