poniedziałek, 24 marca 2014

"Aktualizacja danych - WIOSNA"

Nastał cudowny czas. W końcu - nadeszła wiosna. Pogoda za oknem sprawia, że chce się żyć. Ooo... tak, nareszcie czuję, że żyję! Można więc powiedzieć, że...wracam do gry. Rozkwitam. Uwielbiam te uczucie, kiedy wstając rano mam na twarzy szeroki uśmiech, bo wiem, że czeka mnie miły dzień, w dodatku dzień pełen wrażeń. Czas najwyższy wyrzucić z głowy wszystkie negatywne emocje, bo i po co je w sobie tłumić? Czytając moje posty, w których opisuję cząstkę siebie, swojego życia, można łatwo stwierdzić, że  można są one przepełnione pełnego rodzaju smutkiem, wytykam w nich sama sobie swoje słabości. Lepiej zamienić je na coś pozytywnego. Wiosna przynosi świeżość mojej osobowości. Po co skupiać się nad czymś co teraz nie jest ważne. To tylko przeszłość, strasznie boląca mnie przeszłość. Ale najwyższy czas odrzucić tą cząstkę mojej bolącej wrażliwości. Z nią czuję jak jakiś "żywy trup". Pragnę być jak jakiś egzorcysta, zwalczyć wszystkie demony, które we mnie siedzą. To dzięki nim czuję się chora przez swoją wrażliwość.

Staram się realizować swój plan dzięki, któremu robię "kroki w przyszłość". W końcu robię coś dla siebie. W okresie ostatnich 2-3 miesięcy zawarłam sporo nowych znajomości. Rozmowy z kilkoma z tych osób sprawiły, że coś się we mnie stało. Dodało mi to otuchy, determinacji w walce o "nową siebie". Dzięki temu nasuwa mi się cytat z piosenki Comy: "Na całe szczęście wiem jak rade dać bez wiary i znalazłem wielu, którzy drogę pokazali mi. Przez całe życie na najwyższej pędzą fali, pochmurne niebo im na głowy się nie zwali."

Ostatnio dużo rzeczy sprawia mi wrażenie, że czuję to jak odrywam się od swojej szarej, monotonnej codzienności, która mnie już irytuje. Dostaję dużo propozycji od swoich znajomych w uczestniczeniu w pewnych zajęciach, dzięki którym mogę rozwinąć pewne swoje umiejętności, wyobraźnię. Największą radość sprawiła mi propozycja uczestniczenia w zajęciach fotograficznych. Na wieść o tym zaczęłam się cieszyć, że mam taką możliwość. Jak na razie nie mam sprzętu, żeby robić bardzo profesjonalne fotografie. Jednak uważam, że to nie jest najważniejsze - sprzęt się tu nie liczy, tylko realizacja pewnych swoich pomysłów. Pokazałam to w pierwszym 'zadaniu domowym', że mam wielkie predyspozycje do rozwinięcia i wyeksponowania w ten sposób swojej weny twórczej. Ujawniam piękno, które w sobie ukrywam.

niedziela, 9 marca 2014

"W tym królestwie potępienia nie ma chwały bez cierpienia"

Życie bywa tak nieprzewidywalne jak pogoda – w każdym momencie może się zmienić, a człowiek nie ma na ten proces najmniejszego wpływu. Wszystko zależy jedynie od podejmowanych przez nas decyzji. W naszym świecie rządzi „prawo dżungli” - przetrwają tylko najsilniejsze osobniki. Lecz nie każdy jest taki silny, żeby wygrać w tej grze zwanej życiem. Muszę przyznać, że życie to taka pojebana gra, ale grafikę ma zajebistą.

Są na świecie ludzie, którzy lubią samotność, ale nie ma nikogo kto mógłby te samotność znieść. Wśród grona tych ludzi jestem ja. Niejednokrotnie walczyłam i walczę ze swoim najgroźniejszym wrogiem jakim jest strach przed „samotnością w tłumie”. Wiem, że lepiej przegrać próbując wygrać, niż na starcie się poddać i siedzieć na dupie jak wystraszony berbeć. Uważam, że przychodzi taka chwila, kiedy człowiek musi poświęcić swoje życie. Ktoś, kto nie potrafi niczego poświęcić, nie będzie w stanie nic zmienić - dlatego w swojej osobowości wprowadzam ciągłe zmiany, próbując się dostosować do wciąż zmieniającego się świata. Nigdy nie wiem, co chcę dokładnie osiągnąć, postępując akurat w taki, a nie inny sposób. Kieruję się  jedynie instynktem, pragnąc przetrwać w pełnym niebezpieczeństw świecie. Jednakże często tym zmianom towarzyszy paraliżujący strach. Histeria przed tym, czy jednak jestem na tyle silna, żeby stanąć czoło przeznaczeniu, które jest mi pisane. Ta obawa nie jest czymś złym. Pozwoliła mi, już nie raz dostrzec moje słabości przez co staję się silniejsza. Jednak jeszcze dość często robię coś nierozważnie, zbyt pochopnie. Ale mam do tego dużo dystansu i miewam chwile, że śmieję się z sama z siebie, z tego co robię, lecz Wdy jest za późno żeby ten błąd naprawić.  Zdaję sobie sprawę z tego, że czasami nic nie jest takie jakie być powinno, takie jakbyśmy chcieli, marzyli. Niemniej jednak eskalacja strachu i paraliżu, w moim przypadku ma to do siebie, że tracę pewność siebie w szczególności w kontaktach międzyludzkich. Przerasta mnie to na tyle, że bojąc się samotności sama robię sobie krzywdę izolując się od ludzi i rozmów z nimi. Może to z tego powodu często podejmowałam się najbardziej niebezpiecznych zadań, z których wyjście bez szwanku było teoretycznie niemożliwe? W niektórych momentach moje życie było nie tyle trudne, co zbyt… pechowe, jeśli mogłam to ująć w ten właśnie sposób. Co chwila przeżywam jakieś wydarzenie, w którym jestem raniona proso w serce, w moje najsłabsze punkty. Zresztą, niejednokrotnie przekonałam się na swojej skórze, że w pewnych sytuacjach człowiek najzwyczajniej w świecie czuje się bezsilny, znudzony i bezużyteczny, a w efekcie zaprzestaje nawet walki o każdy kolejny oddech. I mnie właśnie już po spędzeniu kilkunastu dni w tej „ciemnej klitce”, zwanej „depresją” było wszystko jedno. Jestem zbyt wrażliwą osobą, żeby się nie przejmować tym co napotkałam na swojej drodze życiowej. Często dopada mnie stan głębokich refleksji.

 Mówi się, że jeśli zmienisz siebie, możesz zmienić świat. Głupie pieprzenie... Gdy ludzie oceniają kogoś, tworzy się ich wizerunek, którego ciężko jest się pozbyć - samotnik pozostanie samotnikiem, morderca zawsze pozostanie mordercą. To jest tak jak z alkoholizmem. Można wyjść z nałogu, nie pić, ale przez resztę życia niepijący jest alkoholikiem. Podobnie jest z prostytucją: dziewczyna się puści, później już tego nie robi, ale w oczach innych już zawsze jest dziwką. A jeżeli będziesz w czymś dobry i spróbujesz się wybić, użyją tego, żeby znów wdeptać cię w ziemię. Każdy ma w sobie coś z psychopaty, lecz nie zdaje sobie z tego sprawy. Świata nie zmienisz, za to siebie tak. Z powodu licznych porażek i braku efektów moich starań już nie raz byłam wyśmiewana i uraczona niezbyt kulturalnymi epitetami. Narażając nieustannie swoje życie, próbowałam znaleźć jakiś sposób, chociażby najmniejszą wskazówkę, która umożliwi wmieszać mi się w tłum ludzi, którzy są już bardzo blisko celu, którym jest „wygranie tej gry”. Pytana o ideały, którymi kieruję się w życiu, odpowiadam krótko – chcę udowodnić ludzkości, że nie jestem taka za jaką mnie uważają. Jednak żyję, wierząc, że kiedyś spotkam kogoś, kto mnie zrozumie… Wiem, że mogę polec w walce i tym razem już nikt nie przyjdzie mi na ratunek. W mojej głowie tysiąc myśli na minutę, a za oknami mrok. Być może zbyt późno się zorientowałam i teraz czeka mnie tylko bolesna porażka, ale mimo to postaram się zrobić wszystko, by uratować choć strzępek swojego prawdziwego "ja".

 W jeszcze w nie dalekiej przeszłości miałam wrażenie, że nie potrafię być taka jak wszyscy, nie umiem się dopasować - dlatego zawsze stoję z boku i jedyne co mogę zrobić to bezradnie patrzeć jak ten świat i ci ludzie, a wraz z nimi ja, staczają się po równi pochyłej w dół. Czasem chciałam umieć pstryknąć palcami i tak po prostu zniknąć. Schować się gdzieś, gdzie nie dosięgną mnie spojrzenia, gdzie nikt mnie nie znajdzie. Kuliłam się w sobie w nadziei, że nikt mnie nie zauważy i nie zrani. Przez to czułam, jak jakaś nieznana siła ściąga mnie ku dołowi, a ja nie miałam sił, by uchronić się upadkiem. Kaleczyłam sobie kolana i dłonie, ale nie to bolało mnie najbardziej. Najgorsze co może być, to zatracić samego siebie.

Najważniejsze jest zawsze to, co mamy w środku. Nieważne jak wyglądamy, w co wierzymy i jakie mamy poglądy. Tak naprawdę wszyscy jesteśmy tacy sami, równi, bo oddychamy tym samym powietrzem. Każdy ma jednakowe prawo do szczęścia, ale nie każdy potrafi je w sobie odszukać.

Pragnę tylko, by osoby słabe, które dały się porwać nurtowi i podążyły za resztą, również były uznawane za ludzi. W końcu jak to przysłowia głoszą "każdy jest kowalem swojego losu" , "jak sobie pościelisz,tak się wyśpisz".