Wczoraj (27.08.) zostałam "najszczęśliwszą osobą na świecie". Tak,
wiem, wiem ... Nie powinnam się cieszyć z czyjegoś nieszczęścia, a tym
bardziej z wydarzenia, w jakimś stopniu wciąż ważnej w dla mnie osoby.
Jakoś tak wyszło, no cóż poradzić. Stało się jak się stało. Nie życzyłam
im źle i chciałam, żeby byli szczęśliwi. Ale tak jakoś wyszło, że od
początku ich związku, który zawarli po raz kolejny, wiedziałam, że on na
dłuższą metę nie wypali, że nie potrwa zbyt długo. Przeczuwałam to. Ich
rozstanie było jednym z moich wakacyjnych, życiowych marzeń. Jak się
okazało to od postanowienia tego nie musiałam długo czekać na spełnienie
tego życzenia.
Przyznam się bez bicia, że miałam w swoim życiu, w wakacje trudny okres. Miewałam cholerne huśtawki emocjonalne. Mój rozum bił się z sercem. Czułam się jak jakiś świeżo wyprany dywan z niedokładnie spłukanym
proszkiem do prania, który od momentu swojego wyprodukowania miał jakąś
skazę. Ten środek chemiczny pozostawił gdzie nigdzie dziury nie do
załatania. Żeby zabić Jego w moim sercu, musiałam zabić cząstkę siebie - to było najtrudniejsze. Z głowy nie mogłam się pozbyć tych
czarnych myśli, żeby im się od samego początku nie układało i nie byli ze sobą
zbyt długo. Najchętniej poderżnąłbym im gardło nożem, którego
zostawili w moich plecach. Miałam o wszystkim
powściągliwe zdanie, wydawałam o tym wszystkim chłodny sąd. Nauczyłam się umierać w sobie, nauczyłam się ukrywać cały strach.
Ale
po co się tym zamartwiać, wciąż o tym myśleć? Po co walić głową w mur?
Po co brudzić sobie ręce krwią, którą potem ciężko się pozbyć? Po co
psuć ich związek, wchodzić pomiędzy nich i rozsiewać śmierdzący
ferment.
Minął miesiąc od tego czasu. Z dnia na
dzień stawali mi się coraz bardziej obojętni. Zaczęło mi to koło dupy
latać, czy oni są ze sobą czy nie, czy im się wgl, układa. Nawet
zapomniałam o swoim życzeniu. Zaczęłam nowe życie. Moje myśli się
uspokoiły, ustatkowały. Już nie myślałam o tym co było kiedyś pomiędzy
Nim i Mną. Jednakże zdarzały się wieczory, kiedy wracałam do cudownych
wspomnień z okresu "nas". Podobnie było i wciąż jest jak opisuję to
wszystko w swoim pamiętniku - oryginalnej wersji tego bloga.
Od wczorajszego
dnia jestem naprawdę szczęśliwa Od dzisiejszego ranka jestem cała w
skowronkach - nie pamiętam kiedy ostatnio aż tak szczery uśmiech zawitał
na mojej twarzy. Gdzieś jeszcze we mnie wciąż istnieje uczucie
niedowierzania, że to się naprawdę stało. Czasami myślę sobie, że to
jakiś żart, ironia i za chwilę dostanę wiadomość, że znowu są razem.
Chcę dla nich jak najlepiej, żeby ułożyli sobie życie, obojętnie czy razem, czy osobno. Chcę, żeby po prostu byli szczęśliwi.
No, cóż stało się jak się stało. On pewnie teraz topi smutki w butelce wódki. ;C Jak tak, to chętnie wypiłabym z nim za jego zdrowie, zdrową psychikę i powodzenie w życiu. Chcę, żeby jak najszybciej zapomniał o tym całym zdarzeniu, o nich. Podsumując, w sumie ich wspólnie spędzone ponad 2lata poszły się jebać. Już po ostatnim ich rozpadzie ich związku, On nie trzymał się za dobrze. Nie chcę nawet myśleć jak postąpi tym razem. Nie chcę, żeby znów się załamywał, całkowicie tracił wiarę w ludzi, w siebie. Nie chcę, żeby się tak męczył. Wciąż jest bliską dla mnie osobą, jest mimo wszystko moim przyjacielem. A jak ktoś mi bliski się męczy, nie może się pogodzić ze swoim losem, to jest mi naprawdę ciężko, męczę się razem z nimi i staram się im pomóc, w jakimś stopniu zniwelować ból, czasami nawet bawię się w psychologa, wsłuchuję i staram się dawać dobre rady. Aktualnie chyba pozostało mi tylko pocieszanie Go,
bo od tego są przyjaciele. Przecież prawdziwych poznaje się w biedzie, w
potrzebie. ;D
A o niej już nic nie wspomnę. Mogę powiedzieć, że po raz kolejny zachowała się jak jakaś suka, zostawiła Go, bo stwierdziła, że z innym było jej lepiej. Pewnie za jakiś czas znowu się okaże, że żałuje, że z nim zerwała. Nie trawię takich lasek... Nie wiem jak to dokładnie wszystko wyglądało, nie chcę dodawać tu swoich niepotrzebnych słów. Ona wydaje mi się śmieszna, żałosna, dziecinna. Pewnie nawet nie próbowała porozmawiać dlaczego tak myśli, nic nie zaproponowała, żeby to naprawić i starać się z całych sił, żeby nie dopuścić do rozstania. Niech lepiej dobrze zastanowi się nad tym co zrobiła. Rozwiązała ich związek, a żeby było śmieszniej po raz kolejny nie zrealizowała tego rozmawiając o tym w 4 oczy. Wiem, że taka konwersacja związana z rozstaniem nie jest łatwa do wykonania, no ale ku.... bez przesady. Przecież to takie popularne w dzisiejszych czasach. To takie typowe zachowanie dla gimbusów. Nawet nie myślą tak jak to jest wskazane na ich wiek. Z przykrością muszę stwierdzić, że populacja ludzkości coraz bardziej stacza się ku dołowi. Jakie to przykre. Achh...te gimbusy i ich młodsze i starsze pochodne. Aż brak mi słów ....
Mam to gdzieś co
On i Ona sobie o mnie pomyślą czytając moje słowa, to że cieszę się z ich rozstania. Z tymi czarnymi myślami nie jest mi za dobrze, jest mi naprawdę wstyd!!! -
mówię z ręką na sercu, bo nie chcę, żeby ktokolwiek w przyszłości mi
życzył podobnej rzeczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz