niedziela, 11 sierpnia 2013

"Intro"

"Dzisiaj dopadło mnie to uczucie, którego nie lubię ... nigdy nie lubiłam ... wręcz nienawidzę.
Obudziłam się. Spojrzałam w okno, usłyszałam dźwięk deszczu. Wtedy już wiedziałam, że nie jest ze mną za dobrze, z moją psychiką tak jak było np.: jeszcze kilka wieczorów wcześniej. Wszystko powróciło ... przez jebaną pogodę. Od 3dni pada. W kalendarzu jest 26czerwca, a ja czuję się tak jakby był listopad. Jest ciemno, smutno, pochmurno. Do tego znowu zauważyłam, że pochmurny/deszczowy dzień + 2-3 dni przed okresem, czy sam okres + uczucie samotności, stanowią dla mnie mieszankę wybuchową nie bezpieczną dla mojej psychiki. ;<
W mojej głowie pojawiły się myśli, których trudno mi się jest pozbyć...


Tak wiele chciałabym tutaj napisać…
 Znów dopadły mnie te cowieczorne, pieprzone refleksje. Siadam przy oknie i gapię się w niebo. W oddali migoczą gwiazdy. Czasem chciałabym dosięgnąć chociażby jedną z nich. Jednak znam swoje miejsce w większości przypadków. Tylko czasem pcham się przed szereg i zawsze wracam z podkulonym ogonem, niczym pokrzywdzony, bezpański pies. Chyba zbyt wiele bym chciała, zbyt wiele na raz. Zbyt wiele odkryć, zrozumieć, poznać. Teraz mogę przyjrzeć się z bliska wspomnieniom, które wciąż są jeszcze świeże w mojej pamięci. Siadam wygodnie, krzyżuję nogi i rozpoczynam krętą wędrówkę po labiryncie przeszłych, z lekka zakurzonych chwil. Pierwsze pytanie, jakie mi się wówczas nasuwa brzmi "Czy cokolwiek zmieniłabym w swoim życiu, gdybym miała taką możliwość?". Nie potrafię kłamać, więc od razu przyznaję, że nie zmieniłabym niczego. Nie naprawiłabym znajomości, które w którymś momencie życia się rozpadły, nie cofnęła słów ani czynów. Każdy błąd nauczył mnie czegoś ważnego. Nie jestem nieomylna. Nikt nie jest i chyba nikt tak naprawdę nie chciałby być. Jestem osobą, która musi poczuć na własnej skórze co to znaczy rozczarowanie. Muszę się sama przejechać, żeby czegokolwiek się nauczyć. Pieprzona „Zosia samosia”, chyba coś w tym jest. Sparzyłam się już tak wiele razy, a wciąż potrafię pchać się tam, gdzie nie jestem mile widziana. Cholernie chciałabym nauczyć się wyciągać wnioski, ale w pewnych kwestiach chyba to nie jest możliwe. Zbyt bardzo mnie to intryguje, zbyt bardzo chcę poznać to, czego może nie powinnam znać. Rzadko odpuszczam, nie lubię przegrywać. Najbardziej z samą sobą.
Mogłabym godzinami rozprawiać o tym, czy warto być w dzisiejszych czasach dobrym człowiekiem, ale po co? Skoro po niektórych takie słowa najzwyczajniej w świecie spływają. Mało kto potrafi na chwilę przystanąć i zastanowić się nad swoim życiem. Czy faktycznie jesteśmy tacy, za jakich się uważamy? Czy przypadkiem nie ranimy kogoś w taki sam sposób, w jaki sami zostaliśmy kiedyś zranieni? To jest przykre, że teraz na każdym kroku można spotkać się z nienawiścią. Jest ona tak wszechobecna, że nie powinna już nikogo dziwić. A jednak, są osoby, które nie potrafią tego zrozumieć. Chyba nie muszę mówić, że należę do tego grona. Czasem powątpiewam w to, czy powinnam tutaj być. Przecież sama wystawiam się na celownik, a ludzie, którym daję szansę do wypowiadania się, nie potrafią tego wykorzystać we właściwy sposób, tylko od razu wylewają na moją głowę pomyje. A ja pytam - dlaczego? Czy zrobiłam coś złego? Czy zraniłam kogoś, żyjąc na tym świecie? Jeśli tak - chciałabym wiedzieć, co zrobiłam nie tak, żeby na przyszłość nie popełnić tego samego błędu. Jednak to nigdy nie są uzasadnione zarzuty. To po prostu czysty upust emocji, chwila, w której osoba wyrzuca z siebie wszelkie negatywne emocje, raniąc przy tym niewinną osobę. Dlaczego nie możemy się rozwijać, nie możemy się wzajemnie wspierać, pomagać sobie? Skąd się bierze ta nienawiść, która aż mrozi krew w żyłach. Chciałabym to zrozumieć, ale nie potrafię. Wiem, że nic na to nie poradzę, to walka z wiatrakami, która z góry jest przegrana. Jednak nie znoszę się poddawać, nie znoszę chować głowy w piasek. Może tak ma być, może właśnie taka jest cena za spełnianie swoich marzeń. Kiedy w końcu nauczę się, że nie warto dawać ludziom swojego serca na dłoni, dawać swojego czasu, uczuć, pragnień, emocji, nadziei, całej siebie. Oni zawsze cię rozczarują, wykorzystają twoją słabość i otwartość, by potem z uśmiechem w oczach wbić ci nóż w plecy po samą rękojeść. W życiu chyba trzeba być skurwielem, żeby po prostu przetrwać Zniosę to, mimo łez, które pojawią się w oczach. Chciałabym umieć napisać "MAM WYJEBANE". Jednak wiem, że gdybym to zrobiła - skłamałabym. Wciąż przejmuję się takimi rzeczami. Jestem człowiekiem i mam słabości jak każdy. Moja wrażliwość może być zarówno zaletą, jak i wadą. Cenię sobie szczerość, dlatego nie mydlę nikomu oczu i mówię wprost - tak, bolą mnie chamskie komentarze kierowane w moją stronę. Zawsze bolały, bolą i będą boleć. Podziwiam tych, którzy spełniają swoje marzenia mimo ciągłego podcinania skrzydeł i chcę być jak oni. I wbrew pozorom, nie jestem słaba. Gdybym była, już dawno przestałabym walczyć. Ja po prostu potrafię się przyznać do swoich słabości. Myślę, że każdy człowiek odczuwa ból, kiedy ktoś bez powodu rzuca w jego stronę wyzwiskami. Jesteśmy tylko ludźmi, popełniamy błędy, mamy wady. Dlaczego więc potrafimy sobie zadawać tyle bólu? Chciałabym kiedyś znaleźć odpowiedź na to pytanie.
Raz na jakiś czas miewam refleksje nad swoim życiem.
Często jest tak, że zamierzam wtedy coś w sobie zmienić,
o czymś zapomnieć itp. Tak również było w sierpniu
tam tegorocznych wakacji.Było mi ciężko, w  miliony myśli,
których chciałam się pozbyć. No, i się pozbyłam zamieszczając
je w powyższej notce na photoblogu.

Po raz czuję tą desperację. Nie wiem co ze sobą zrobić. Powróciła stara, szara, smutna, nudna, monotonna rzeczywistość. Nic się wokół mnie nie dzieje, moje życie stoi w miejscu. Moje starania na zmianę tego nic nie dają. Pomału tracę siły, zaufanie do ludzi, nawet do samej siebie. Czasami mam nadzieję, że ze mną w dnia na dzień jest coraz gorzej, coraz trudniej do mnie dotrzeć. Czuję się niepotrzebna nikomu, niedoceniana. Po raz kolejny mam wrażenie, że nikt się mną nie interesuje. Jestem dla wszystkich w koło nic nie znaczącą osobą, która sobie żyje, bo żyje. Co chwilę nie chciana, odpychana od ludzi. Jestem wiecznie samotna. Praktycznie nikt do mnie z własnej woli nie pisze, żeby się dowiedzieć co u mnie słychać, czy u mnie wszystko w porządku, itp. Może od czasu do czasu ktoś do mnie pisze ale tylko po to, żeby dowiedzieć się czegoś w jakiejś konkretnej sprawie, o notatki z lekcji, co się na niej wydarzyło, czy było coś zadane etc. Tak było od zawsze.

Ludzie boją się przeróżnych rzeczy : ciemności, pająków, zamkniętych przestrzeni. Ja najbardziej ze wszystkich rzeczy boję się śmierci. Nie tyle swojej, co swoich bliskich. Boję się samotności, tego, że zostanę kiedyś sama, kompletnie sama. Bardzo potrzebuję ludzi wokół siebie, a przecież ci sami ludzie tak często mnie ranią. Nie rozumiem, dlaczego ostatnio światem zawładnęła wszechobecna nienawiść. Prowadząca do wzajemnego zniszczenia. Człowiek jest w stanie zadać drugiej osobie niewyobrażalny ból, nieważne w jakiej postaci. Potrafi zmieszać z błotem, pozbawić godności, zabić poczucie własnej wartości. Dlaczego w ludzkich sercach rodzi się tyle złych uczuć? Dlaczego chcemy niszczyć, zdobywać coś kosztem drugiego? Dlaczego pozbawiamy się wszystkiego, co dobre? Przecież ludzie odchodzą, niekiedy zbyt szybko i niesprawiedliwie, zbyt niespodziewanie. Wtedy nie ma już okazji, żeby przeprosić, wybaczyć, uśmiechnąć się. Wtedy zostaje tylko pustka i wielki żal, że nie zdążyliśmy się pożegnać, że ból, który zadaliśmy tej osobie nie zostanie nam wybaczony. Jak można żyć z tak wielkim poczuciem winy? Jak można spojrzeć sobie w twarz...? Chciałabym, żeby ludzie byli sobie wzajemnie bliscy, żeby szanowali się nawzajem, okazywali sobie współczucie. Niestety teraz nie ma miejsca na takie uczucia. Teraz liczy się tylko to, kto pierwszy rzuci obraźliwe słowo, lub zmiesza z błotem. Ludzie wzajemnie depczą swoją godność, nie pozostawiając na sobie suchej nitki. Nie mogę na to patrzeć, bo boli mnie serce, a z oczu płyną łzy. Nie pasuję do tego świata, nie potrafię być taka, jak wszyscy. Sama już nie wiem, co powinnam robić i jaka być, nie wiem, jak mam walczyć ze złem, które otacza mnie z każdej strony. Tak bardzo boję się, że zostanę sama…  


Odkąd z zaczęłam naukę w szkole średniej moja liczba przyjaciół/bliższych znajomych znacznie zmalała.  A dokładniej przez mieszkanie w internacie, brak kontaktu z dziewczynami, z którymi przyjaźniłam się w gimnazjum. Wymiana informacji o naszym życiu stanowczo zmniejszyła się. Nie komunikujemy się między sobą tak często jak kiedyś. Dawniej mogłyśmy porozmawiać dosłownie o wszystkim. W teraźniejszości brakuje nam tematów do rozmów. Głównie przez to, że już tak dużej liczby wiadomości z naszego życia sobie nie przekazujemy. Ale została jedna najważniejsza rzecz – zaufanie. Kiedy mamy mocną potrzebę zwierzania się sobie, to to robimy.
Moje znajomości z internatu są znikome. Mam jakiś tam kontakt z może 2-3osobami.
W obecnej klasie nie mam większego zaufania do nikogo. Mam osoby, z którymi mam możliwość porozmawiać na luzie, bez spin, żadnych kłótni. Ogólnie nie mam co na nią narzekać. Jest bardzo zgrana, chyba najbardziej zgrana ze wszystkich klas w szkole. Zawsze było tak, że wolałam się trzymać gdzieś na uboczu, na drugim planie. Miewam stany, że wolę przerwy spędzać samotnie, „odizolowana” od rówieśników z klasy, z nikim nie rozmawiać.
(...)  Coś zrobię jest źle, jeśli nic nie zrobię jest jeszcze gorzej. Moja najbliższa rodzina się mną nie interesuje. Nikt się mną nie interesuje. Nie mam z kim porozmawiać o swoich prywatnych sprawach - jeśli chodzi o rodzinę i znajomych. Jestem sama ze swoimi problemami, które dwoją się i troją. Co chwilę dochodzi coś nowego. Moja psychika po raz kolejny tego nie wytrzymuje ...

Jestem kim jestem. Nigdy nie usiłowałam zmieniać się na siłę, dla innych. Po to, by komuś się przypodobać, zdobyć nie wiadomo jaką liczbę znajomych. Jestem sobą i często przypłacam za to wysoką cenę. Ludzie pojawiali się w moim życiu i za chwilę znikali. Być może dlatego, że nie chciałam być taka, jak oni chcieli mnie widzieć. Pogodziłam się z tym, że wiele osób bezpowrotnie zniknęło z mojego życia i już nie usiłuję tego naprawiać. Najwyraźniej właśnie tak miało być. Znów chyba za bardzo zatracam się w tym wszystkim. Coraz bardziej boję się, że w tej ciągłej pogoni za byciem coraz lepszą zgubię gdzieś samą siebie i swoje emocje. Muszę pamiętać, że przecież to jest dla mnie najważniejsze. Nie zachwyt tłumów, nie presja otoczenia, tylko wszystko to, co mam w sercu. Mam nadzieję, że nie zawiodę i że za parę lat,. Wracając do tych wszystkich uczuć zamkniętych w kadry i ubranych w słowa, będę dumna, że zawsze byłam przede wszystkim sobą.

Jeszcze jakiś czas temu byłam szczęśliwa. Myślałam, że porzuciłam złą passę ... w końcu będzie mi się będzie w życiu powodzić. Doczekałam się tego na co przecież czekałam bardzo, bardzo długo. Zakochałam się, na prawdę się zakochałam. Ale ten związek nie potrwał zbyt długo. Kochałam Go i ... wciąż Go kocham.  Jeszcze jakiś czas temu myślałam, że jest wszystko w porządku, że jestem na najlepszej drodze, aby zapomnieć o nim, pozbyć się mych szczerych, najprawdziwszych uczuć ... ale ja nie potrafię. Nie potrafię się pozbyć tej miłości. To nie jest takie proste......"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz