Jak
ten czas szybko leci. Jeszcze kilka dni temu bawiłam się na
Woodtsock'u, patrzę w kalendarz a tutaj już tydzień od tego wydarzenia.
Brak czasu i to, że czasami skupiałam się na innych rzeczach niż na tym
blogu spowodowało to, że długo odkładałam z napisaniem tutaj swojej
relacji z tego Najpiękniejszego Festiwalu Świata. Ale już jestem i
spróbuję jakoś nadrobić ten stracony czas.
Jak
już niejednokrotnie o tym wspominałam Kostrzyn nad Odrą jest bliziutko
położonym miastem od mojego miejsca zamieszkania. Jakieś 15km sprawia
to, że mogę śmiało nazwać się "miejscową" i dojechanie na to miejsce nie
stwarza mi żadnych problemów. Wsiadałam w samochód, zostawiałam go w
Dąbroszynie - wsi obok, pokonałam niewielki odcinek pod górkę do
Kostrzyna i już byłam na miejscu.
Czwartkowy dzień spędziłam tam z moją koleżanką. Bawiłyśmy się niesamowicie dobrze, spacerowałyśmy, oglądałyśmy z zaciekawieniem stragany i odwiedziłyśmy wszystkie możliwe punkty, które przyciągnęły naszą uwagę oraz poznałyśmy wiele wspaniałych ludzi. Ja jak to ja, wykorzystałam okazję do pobawienia się w fotografa. Ada była moją modelką, ale nie tylko ona... bo wszyscy ciekawi ludzie też byli przed moim obiektywem. Zdjęć było naprawdę sporo, no ale niestety... nie zaprezentuję ich nigdy... gdyż stało się to nieszczęście, że podczas sobotniej nocy zgubiłam kartę pamięci, na której były zapisane te wszystkie fotografie... a ja głupia zamiast zgrać je za w czasu na komputer... moje wszystkie dane z karty z telefonu zbierane przez 2 lata spoczywa teraz w Woodstockowej Ziemi- w sumie ok 10Gb zdjęć, piosenek, anime i ważnych informacji... dobra aż słów mi brakuje... stało się to co się stało... Zdjęć z czwartku mam w sumie 7, czyli samego Jana z gościnnego koncertu z Wild Pig i Moniką Kuszyńską oraz kilka z otwarcia "strefy 0" i jedno ze strojami Woodstockowiczów (je obrobiłam i wstawiłam w piątek, na resztę nie miałam czasu), a i jeszcze te co później wysłał mi Wojtek z Krakowa/Warszawy. Pozdrawiam Cię cieplutko.
Oficjalne rozpoczęcie Woodstocku rozpoczęło się o 15, oczywiście od przemówienia Jurka Owsiaka. Chwilę później nad naszymi głowami mogliśmy podziwiać piękną flagę, którą rozwinął Dywizjon 303 z Londynu oraz koncert T-Love. Muniek Staszczyk wraz ze swoim zespołem zaprosił na swoją scenę wielu gości, m.in. Kasię Kowalską, czy Titusa z Acid Drinkers. Zaprezentowali swoje najbardziej znane utworu, co tu dużo mówić, jest ich dużo i każdy je zna i śpiewa.
Spacerując po byłym poligonie ok. 20 trafiłyśmy pod Małą Scenę. Ja poszłam pod same barierki, gdyż wielkich tłumów nie było, a Wild Pig nie jest mocno znanym zespołem. Ada podziwiała koncert z dala, a w połowie poszła do Wioski Kriszny. "Luka", "Dziki", "Ciechan" i "Rekin" wykonali kawał dobrej roboty, mimo że ich nie znałam wcześniej to ich polubiłam. Wszystko kręciło się wokół Juana, gdyż przyszłam specjalnie dla niego na tej koncert i nie żałuję tego wyboru. "Dzika świnia" nagrała wraz z Moniką piosenkę do filmu dokumentalnego, który ma się ukazać już niebawem. Zaś cała 3 zaśpiewała piosenkę "Budki Sulfera" w hołdzie oddanym na cześć zakończenia ich kariery.
Budka Suflera na Woodstocku? Ten pomysł wydawał się abstrakcyjny nawet dla samego Jurka Owsiaka! Jednak po dłuższej namowie członków legendarnego rockowego polskiego zespołu stworzyciel WOP zgodził się. Mimo tego, że wokół tego koncertu, jeszcze sporo czasu przed nim, zaistniało wiele kontrowersyjnych komentarzy, moim zdaniem był on bardzo udany. Zespół wystąpił z licznymi gośćmi - Felicjanem Andrzejczakiem, który
odśpiewał "Jolkę", synami Cugowskiego - Wojtkiem i Piotrkiem, a także z
basistą Mietkiem Jureckim. Zabrzmiały największe rockowe hity zespołu. Tym widowiskiem budka Suflera zakończyła swoją 40letnią działalność.W czwartek myślałam zostać jeszcze na koncertach Volbeat i Kamila Bednarka ale z nich zrezygnowałam, gdyż na następny dzień musiałam wstać o 5.30 rano.
W piątek stary poligon stał się jedną wielką metropolią. Było naprawdę ciężko przejść. Stało się to za sprawą tak licznych dobrych koncertów mających odbyć się w tym dniu. Ja zaliczyłam 3.
Pierwszym był koncert wszystkim znany z IV edycji VoP Juan Carlos Cano i jego zespół Enclose, którzy "położyli mnie na łopatki" swoim widowiskiem, dzięki czemu stałam się ich wielką fanką stale udzielającą się na różnych fanpagach z nimi związanymi. Co już mogliście wywnioskować z 2 poprzednich wpisów.
Naprawdę ciężko jest mi określić, który z koncertów tego rocznej edycji stał się moim ulubionym, ale mogę śmiało stwierdzić, że ten na którym grali Acid Drinkers był najbardziej odlotowym, etc. z pośród wszystkich Woodstock'ów, na których byłam. Mogłam w końcu sobie pozwolić na "odrobinę" szaleńtwa. Od razu mówię, że nie jestem zwolenniczką alkoholu na tego typu imprezach, a po za tym byłam osobą prowadzącą. Tym szaleństwem był "taniec" na barkach trzech bardzo miłych mężczyzn. Mi jako osobie z natury nieśmiałej i bojącej się ciężko było się przemóc i wypowiedzieć słowa do publiczności stojącej koło mnie: "Przepraszam, czy mógłby mnie, któryś z Panów podnieść do góry?", ale opłacało się to i to jeszcze jak. Najciężej dla mnie jak i dla nich, było przemieszczenie się "w powietrzu" z barków na barki, bez żadnego schodzenia na ziemię. Imion panów niestety nie znam, a na pamiątkę zostało mi jedynie wspólna fotografia. Titus wraz z Acid Drinkers jest w gronie moich ulubionych zespołów już od dobrych 3lat. Znam doskonale prawie wszystkie ich piosenki na pamięć, więc ten "taniec" oraz headbang był soczystym dopełnieniem moich pragnień. Dzięki nim mogłam również wykonać sobie jedyne w swoim rodzaju "selfie" na tle woodstockowiczów oraz Dużej Sceny.
Kolejnym ważnym występem w tym dniu był Skindred. To chyba dzięki temu zespołowi z Wielkiej Brytanii postał taki gatunek muzyczny jak ragga metal, czyli bardzo melodyjne połączenie metalu, punka, reggae, dancehallu i drum’n’bassu. Jak dobrze pamiętam to nie pierwszy ich występ na tym Najpiękniejszym Festiwalu Świata, jednak pierwszy, który na moją obecność mogłam sobie pozwolić. Wchodząc na tą wielką górę tańczyłam "tańce latynowskie". Moje ciało porwało się w wir tańca.
Sobota - ostatni dzień festiwalu, była niezwykle gorąca. Nie tylko pod wpływem niezmiernego gorąca i żaru lejącego się z nieba, ale także koncertów. Przyjechałam kod koniec Piersi. Z daleka słyszałam tłum osób śpiewających "A ty całuj mnie - to taka piękna gra...", czy "Będzie, będzie zabawa, będzie się działo i znowu nocy będzie mało. Będzie głośno, będzie radośnie, znów przetańczymy razem całą noc." Z tekstem tej drugiej piosenki muszę się zgodzić - było głośno, radośnie i koncerty były "za krótkie".
. Znałam Jelonka z utworów jakie tworzą z Drakiem w zespole Hunter, ale od tak dobrej strony jeszcze go nie znałam.Jestem dumna ze swojej miejscowej filharmonii - Filharmonii Gorzowskiej. Wraz nią Jelonek stworzył coś co zaskoczyło wielo tysięczną publiczność. Muzyka klasyczna - przecież mało kto już tego słucha! A jednak w połączeniu z metalem jakie stworzyli oni razem jest to bardzo przyjemne.Hunter nie dostał w tym roku Złotego Bączka, co było dla wszystkich wielkim szokiem, ale i tak Drake ukazał się na scenie, zagrał z Jelonkiem popis na skrzypce i zaprezentował "Imperium diabła" z repertuaru ich wspólnego zespołu.
Bardzo mi się spodobała reakcja zespołu, jak i, publiki stojącej pod Dużą Sceną, kiedy jedna z osób zasłabła. Koncert został na chwilę przerwany, a tłum bardzo szybko umożliwił dotarcie Pokojowemu Patrolowi do poszkodowanej osoby.
Koncert ten spędziłam wraz z Wojtkiem, którego poznałam w czwartek na Budce. W trakcie niego musiałam się z nim rozstać, gdyż był "niesiony przez tłum". Później nasze spotkanie było trudne do zrealizowania, przez sieć Play, która zdominowała wszystkie inne istniejące sieci i wiadomości przychodziły na tel bardzo opóźnione i ścisk na Comie w jakim się znalazłam uniemożliwiał wyjście z poza tłum.
Piort Rogucki z Comą sprawili, że większość publiki się niezmiernie wzruszyła na ich piosenkach: m.in. "Sto tysięcy jednakowych miast", czy "Spadam". Ten drugi był zadedykowany dziewczynie, która jakiś czas temu zmarła w wyniku tragicznego wypadku, o którym Ruguc dowiedział się w ASP rozmawiając z jej przyjaciółką. Coma jest chyba moich najbardziej ulubionych zespołem jeśli chodzi o charyzmę wokalisty i przekaz jaki mają w sobie teksty utworów. Na ten koncert czekałam bardzo długo, jak i nie czekałam na "wypadek" z moją kartą z telefonu. To właśnie stało się w czasie tego widowiska, gdy Pokojowy Patrol organizował miejsce dla tańczących z ogniem. W jednej chwili dostałam wiele opóźnionych sms, a w trakcie ich odczytywania zaczęło się przepychanie i telefon wypadł mi z ręki. Rozsypał się, szybko udało mi się podnieść - co nie było takie proste, a karta przepadła. (Tak dla jasności - obecnie w moim posiadaniu jest mała cyfróweczka, która odczytuje tylko katy Mini Sd.).
To tyle z mojej relacji. A kolejny Najpiękniejszy Festiwal Świata już na niecały rok.
Hehe super zdjecia ;) . No mi tez ten czas leci jak nie wiem co zbyt szybko niestety. ;)
OdpowiedzUsuńDłuuugi post, ale wciągający! Na wielki +!
OdpowiedzUsuńCieszy mnie fakt, że się świetnie bawiłaś. : ) mam nadzieję, że za rok bd mogła być tam razem z Tobą. : )) J.
Justysiu moja kochana :*, kiedyś w końcu musi się to stać, że razem wpadniemy w Woodstock'owe szaleństwo. Mam nadzieję, że nastąpi to w nast roku. :D
UsuńŚwietne zdjęcia i relacja! :D
OdpowiedzUsuńhttp://dzikie-anioly.blogspot.com/
Jeszcze 4 lata i tam wbijam. Obiecuję ! <33
OdpowiedzUsuńhttp://szuszunia-photography.blogspot.com/