niedziela, 11 sierpnia 2013

Cytaty

(Znajdują się ty krótkie fragmenty oryginalnych tekstów znajdujących się lub zamierzam je zamieścić na moim osobistym blogu)
 

Aktualizacja danych - "Hand of Blood" 
(29 czerwiec)

"Trochę mu skłamałam z tym: " (...) Chociaż "trochę mu skłamałam" to za mało powiedziane. Nawet nie mogę znaleźć słowa idealnie pasującego. Po prostu go oszukałam i nie czuję się z tym za dobrze. Zrobiłam to pierwszy raz. Tak będzie lepiej, jeśli na jakiś czas zachowam to dla siebie. Mam dobre intencje i swój cel w tym, nawet jeśli największą ceną, którą będę musiała zapłacić będzie moje samopoczucie. Po prostu chcę dla niego jak najlepiej. Nie chcę po raz któryś oczerniać się przez tą moją szczerość powodującą u niego zakłopotanie, huragan myśli, w których nie może się odnaleźć. Już raz spowodowałam u niego tą nie odwracalną bezradność, która z każdym kolejnym dniem powodowała to, że oddalał się ode mnie coraz bardziej, by w końcu nie wytrzymał napięcia sytuacji i ze mną zerwał.
Prawda jest taka, że wciąż go KOCHAM. Nie chcę się oszukiwać z tym uczuciem, wmawiając sobie, że tak nie już jest, że zapominam. Może i rzeczywiście tak jest, że zapominam, ale następuje to w ślimaczym tempie i na prawdę jeszcze sporo minie zanim tak będzie."

Aktualizacja danych - "All hope is gone"
(13 lipca)


"Co u mnie?

Niby wszystko okey. Pomału wszystko wraca na swoje miejsce, ale i tak daleko jest do idealnego stanu. na  twarzy cały czas trzyma mi się uśmiech. Chwilami to jest możliwe biorąc pod uwagę wydarzenia z ostatniego okresu. Wciąż miewam cholerne huśtawki emocjonalne. Mój rozum bije się z sercem. W głowie tysiące myśli, które są nieprzewidywalne jak pogoda w wysokich górach -ciągle się zmieniają.
Czuje się jak jakiś świeżo wyprany dywan z niedokładnie spłukanym proszkiem do prania, który od momentu swojego wyprodukowania miał jakąś skazę. Ten środek chemiczny pozostawił gdzie nigdzie dziury nie do załatania.

 Dzisiaj mija równo miesiąc od rozstania z Piotrkiem (13.06.2013).

Można powiedzieć, że do Piotrka już nic nie czuję. Nie myślę już o nim w taki sposób jak kiedyś. Częstotliwość tych myśli też się zmieniła. Jest znikomym procentem tego co jeszcze nie dawno działo się w moich myślach. Gdzieś tam wśród miliona myśli znajdą się te, dzięki którym mogę śmiało powiedzieć, że wciąż Go Kocham. Moje serce jest złamane, moje organy  krwawią. Ale ja wciąż odnajduję miłość. Ale w zabijam to w sobie. To nie jest już to uczucie z którym mogłabym się wciąż z nim podzielić. Nie chcę jak na razie widzieć Go na oczy. A na pewno nie teraz jak znów jest z Mariką, o czym mi samowolnie nie chciał powiedzieć, mimo tych wszystkich obietnic, które padały z jego strony na ten temat. (...)


*KOŃCÓWKA NOTKI (zmieniona czcionka) JEST TROCHĘ ZMIENIONA NA POTRZEBY TEGO BLOGA. ORYGINAŁ CIĄGNIE SIĘ NA DOBRE 3-4 STRONY.





["Środkowe palce w górę jeśli masz wyjebane!

Jestem cholernie zmęczony przez przełykanie wszystkiego, czym jestem karmiony.
Środkowe palce w górę, jeśli masz wyjebane! Wydaje ci się, że coś zmieniasz?
Kwestionuj wszystko. Świat to burdel, twoje dzieci mają przejebane.
Ci którzy myślisz, że cię chronią, tylko czekają by cię skrzywdzić.
Cóż, nasze umysły są zniszczone i wyprane.
Ale co ty właściwie masz zamiar zrobić?
Zjednoczeni - przegramy. Podzieleni - upadniemy. 

Mamy przejebane, ale ty to tylko pogarszasz.
Zjednoczeni - przegramy. Podzieleni - upadniemy.

Poddaj się, bo pogarszasz tylko sprawę.
Daj mi odetchnąć ty oszukańczy, niedoinformowany, egoistyczny chuju.
Jeśli naprawdę wierzysz w głoszone przez siebie słowa, wyłaź zza ekranów i na ulice!
Nie będzie żadnej pokojowej rewolucji! Ani wojny bez rozlewu krwi!

Możesz mówić, że jestem tylko głupcem który walczy o nic.
Cóż, jeśli tak,
TO JA MÓWIĘ, ŻE JESTEŚ PIZDĄ"] "





"Chaos niekontrolowany." 

*opis początku roku/snu z kiwetnia
"Jakoś na początku tego roku miałam taką jakby "depresję". Nazywałam ją "kryzysem wieku średniego". Nie było ze mną za dobrze. Mo­ja ra­dość już dawno rozpłynęła się we mgle samotności. Na szczęście nie płakałam, a przez głowę nie przechodziły mi samobójcze myśli. Po prostu byłam ciągle smutna, przygnębiona. Na twarzy rzadko witał szczery uśmiech, od ucha do ucha. Nikt o tym nie wiedział. W śród znajomych w szkole udawałam, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Na twarz nakrywałam maskę dobrego humoru. W samotności wszystko powracało. Odcinałam się od otaczającego mnie świata. Muzyka na uszy i lecimy z życiem - tak wyglądało moje życie codzienne.
(...)  
5 kwietnia miałam strasznie psychiczny sen, po którym moje życie bardzo mocno się zmieniło. Chwilami nie mogłam u to uwierzyć, bo myślałam, że to jest jakąś imaginacja.
Pamiętam tylko z niego jakieś urywki.
W tym śnie byłam w budynku, coś w stylu jakiegoś akademiku. W koło prawie sami chłopacy. Żadnych twarzy w nim nie znam. No, może oprócz jednej dziewczyny - Natu. Była w nim przez kilka chwil.
Byłam w pokoju pełnym śmieci. Wszędzie były porozwalane rzeczy. Trudno było przejść. W powietrzu unosił się zapach papierosów. od którego stężenia się dusiłam. Znajdowało się w nim 5,6 chłopaków, nie przeciętnej urody. Byli dosyć przystojni.  Porozmawiałam z nimi.  W trakcie tej konwersacji do pokoju przyszła Natu. Zapytali się nas czy nie mamy ochoty zagrać z nimi w grę coś w stylu pegazus, PSP. Początkowo odmawiałyśmy. Namawiali nas, namawiali, aż w końcu się udało. Przekonali (przynajmniej mnie) tym, że jeśli wygram dostanę to czego <i  tu zbytnio nie pamiętam>  pragnę od bardzo dawna/ludzkość pragnie od wieków. Zgodziłam się, ale jedynie wtedy kiedy Natu zagra pierwsza, zagram ja. Włączyli jakąś dyskietkę/płytę. Gra wylosowała się sama, ale konkurenta do gry trzeba było wybrać samemu. Ona wybrała pierwszego lepszego. Jej grą był mecz piłki nożnej, taka jakby Fifa. Przegrała.
Ja kazałam tym chłopakom ustawić się w koło, w którego w środku znajdowałam się ja. Zamknęłam oczy, zakręciłam się, po czym stanęłam w miejscu wskazując palcem mojego przeciwnika. Jak dla mnie moja gra była prosta, wręcz dziecinnie prosta. Bo co to za gra, w której jesteśmy na desce wodnej, jesteśmy przyczepieni do jakiejś łodzi, która płynie z dużą prędkością i omijamy różne przeszkody. Obrałam sobie taką taktykę, dzięki której oni myśleli, że oszukiwałam, bo musiałam wcześniej w nią grać i ją znam. Ale to za bardzo im nie pasowało, bo grę opracowali sami specjalnie na  takie okazje jak ta i nigdy ona nie wyjdzie na rynek. To oni znali wszelkie kody dzięki którym mieli przewagę nad nami.
Na końcu jakiś chłopak zapytał mnie się "Czy wierzę w Boga?!". Po czym się obudziłam. Coś mi nie pasowało, bo przed tym snem dzwonił mi budzik. Okazało się, że zaspałam na autobus.
Masakra. Jakoś nie jestem specjalnie wierząca, ale później wiele razy zadawałam sobie te pytanie. I pomyślałam sobie, że jak Bóg istnieje to niech da mi jakiś znak. Biorąc pod uwagę wydarzenia z przyszłości, doszłam do wniosku, że on istnieje. A ten sen miał jakiś głębszy proroczy sens. ;D"



„Do póki moje serce bije…”

*opis wydarzeń z maja ♥
  Pamiętam te dni - pierwsze słowa, pierwsze smaki, pierwszy sen. Pamiętam nasze proste rzeczy.
Był jak łyk najlepszego wina. Szybko mnie odurzył. Spowodował, że straciłam dla niego głowę. Im dłużej z nim byłam tym bardziej Go pragnęłam. Mówił mi najsłodsze rzeczy jakie kiedykolwiek słyszałam. Namieszał w mojej głowie jednym słowem, jednym gestem.
Pokazał mi miejsca tak wspaniałe, w których nigdy nie byłam. Ja diler dawkowałam ten stan. Stawał się moim nałogiem, którego nie chciałam się pozbyć. Nasz pierwszy pocałunek był jak kieliszek likieru, uderzył mnie szybko.
Jego oddech był moim tlenem. Moje serce biło jak zawzięte. Nie liczyło się nic więcej oprócz przyśpieszonego bicia serca.. W każdej chwili gdy zamykam oczy widzę jak się uśmiecha i patrzy tylko na mnie. Każde spojrzenie sprawiało, że w jego oczach mój cały świat mieścił się. Przywiązanie było ... silniejsze, im mocniej splataliśmy nasze dłonie patrząc sobie nawzajem w oczy.
Sprawiał, że wariowałam. Przy nim czułam się jak księżniczka.

"Długość dźwięku samotności."
*opis wydarzeń z początku czerwca

Moja radość rozpłynęła się we mgle samotności. Chciałam znów Nim oddychać. Szukałam tego co zwą szczęściem, bo jeszcze niedawno potrafiliśmy się wspólnie śmiać. Chciałam móc czytać Go co dnia na nowo, mimo że wiedziałam, że to jest Tak naprawdę było niezrozumiane każde moje słowo. Jego puste obietnice były słowami bez sensu. Nic dla mnie nie znaczyły, bo nie było w nich jakichkolwiek uczuć, emocji. Tęskniłam za naszymi dawnymi rozmowami, które mogły trwać i trwać… Anemia Jego słów, wzbudzała u  mnie głód.
Rujnował nasze wspólne chwile. (…) Za horyzont chowało się coraz bardziej to co było piękne. Brakowało mi nadziei na odbudowanie tego wszystkiego. Odchodziłam od zmysłów. Dusiłam się. Coraz ciężej było mi oddychać. Próbowałam znaleźć puls, choć wiem, że on zanikał. Nie potrafiłam być spokojna, gdy moje powieki były kurtyną. Stawiałam zamki z piasku w strugach deszczu. Mój świat stał nad przepaścią. Było mi coraz trudniej, bo uciekał mi ląd spod stóp. Na krawędzi robiłam rok jak po linie – niebezpiecznie obojętnie. Dopóki miałam gram nadziei, chciałam walczyć, aż uratowałabym jego i mnie. Wiedziałam, że muszę wyjść z mroku, by odzyskać swój spokój – choć to nie było proste. Jak ślepiec błądziłam wciąż.

 "Daleka droga do domu..."
*opis - ok 15lipca

Usunęłam Go z mojego życia. Uciekłam od świata, w który był jak sen pełen złudzeń. Od świata  pełnych wspomnień, od myśli w których tonę.  Czułam, że trzymanie tego wszystkiego dłużej w środku, w mojej głowie, byłoby dla mnie samobójstwem wyniszczającym moją psychikę. Samokontrola nie jest moim przyjacielem. W ciemności łatwo zabłądzić. 
(...)
W dalszym ciągu dochodzę do siebie po tych wszystkich przeżyciach. Miło tak sobie odpocząć i delektować się w spokoju wciąż świeżymi wspomnieniami. Nabieram sił na kolejne dni, które na pewno też będą piękne. Wiem, że prędzej, czy później znajdę kolejną miłość. Kogoś kto będzie  mnie traktował lepiej niż ktokolwiek inny.

 "Moja deklaracja płonie"
*pierwszy tydzień wakacji

Wszystko wróciło. Fala wspomnień zalała moje serce. Ciągła walka z czasem. Kiedy to się skończy? Potrzebuję chwili na głęboki oddech, bo chyba się zatracam i sama już nie wiem, czy to dobrze, czy źle? Wciąż żyję marzeniami, bo człowiek bez marzeń tkwi w miejscu, niczym statek na mieliźnie. Chodzę z  głową w chmurach i tylko drobne potknięcia sprowadzają mnie na ziemię. Jednak nie rozmyślam nad nimi zbyt długo, wytrzepuję kolana z kurzu i idę dalej, z uśmiechem przyklejonym do twarzy. Rozdrapywanie ran już dawno przestało być modne. Dziś liczy się tu i teraz."

=_=_=_=_=_=_=_=_=_=_=_=_=_=_=_=_=_=_=_=_=




"Miałam bardzo dziwny sny, po których ciężko mi się pozbierać..
Wczoraj długo leżałam w ciemnościach nie mogąc zasnąć. Dużo myślałam nad sobą i tym co się ze mną dzieje. Ostatnio często zdarzało mi się zatracić samą siebie i ulec presji otoczenia. Zbyt bardzo dotykały mnie wszystkie niektóre wydarzenia, do których przecież chyba nabrałam już dystansu. Jednak wciąż jeszcze nie umiem całkowicie się odciąć, chyba nadal jestem zbyt wrażliwa i słaba, po prostu. Tak łatwo mnie zranić, nawet najzwyklejszym słowem rzuconym ot tak. Boli mnie to, że wciąż muszę się pilnować, bo gdybym przestała to zatraciłabym się całkowicie i spadła w otchłań bez dna. Jednak dziś wstałam silniejsza i spoglądając w lustro zobaczyłam zwyczajną dziewczynę, dla której nie jest ważny poklask tłumów. Dobrze mi ze swoją chudością, krzywymi nogami, twarzą, zaakceptowałam to już. nie muszę być piękna, charakterystyczna, dobra, nie muszę mieć idealnej mimiki. To ja mam być spełniona i zadowolona, a nie inni. Z każdym kolejnym dniem muszę sobie to od nowa przypominać. Praca nad sobą jest zdecydowanie najcięższą ze wszystkich prac..."

"Wczorajszego wieczoru przez moją głową przepływał huragan myśli, mnóstwo wątpliwości i pytań nie dawało mi spokoju. Dziś, patrząc na to wszystko trzeźwym okiem dochodzę do wniosku, że nadal zbyt bardzo przejmuję się opinią ludzi, która przecież nie powinna wpływać na to, co robię i jaki mam do tego stosunek. muszę raz na zawsze zapamiętać, że najważniejsze jest to co sama czuję. skoro jest mi dobrze tak jak jest, to niby dlaczego mam to zmieniać? bo ktoś twierdzi inaczej? zbyt wiele razy zmieniałam swoje podejście na siłę, ale to był już ostatni raz. już nigdy więcej nie pozwolę nikomu wejść sobie na głowę. od razu lepiej oddycha mi się z tą świadomością :)"



"Brak mi słów. kolejny raz. znowu. Tysiąc myśli na minutę, drżenie rąk i poczucie, że jak podniosę się z krzesła, to bezwładnie osunę się na podłogę i już nie wstanę. Naprawdę nie wiem, co mam powiedzieć, co mam zrobić, co mam czuć. Chcę zniknąć."

"Z całych sił staram się wyrzucić z serca ten nieopisany żal, prawie mi się udało. Dziękuję ..., będąc z Tobą zapomniałam na chwilę o wszystkich troskach. Teraz słońce ustąpiło miejsca na niebie chmurom, zamykam oczy i pozwalam, by wiatr wysuszył łzy. Mam cichą nadzieję, że teraz będę sie już tylko uśmiechać."


"Śniłam o nienawiści, o przeszłych chwilach, które teoretycznie mam już za sobą. Jednak jak widać nie do końca. Coś sprawiło, że wspomnienia wróciły do mnie we śnie, równie silne i odurzające jak w realnym życiu. Ciary na całym ciele. Zaciśnięte pięści i zęby, aż do bólu. Przygryzam wargi na tyle mocno, by poczuć w ustach smak krwi. W oczach mam dzikość. Cała jestem jak nieoswojone, wypuszczone z klatki zwierzę. wszystkie mięśnie mam napięte, aż do granic możliwości. Jeden fałszywy ruch i znów skończy się jak wtedy. Nie cofnę czasu, więc po co te sny?"

 "Pewne uczucia są zupełnie jak pasożyty, nie wiadomo skąd przychodzą ale później ciężko się ich pozbyć. "
 

"Intro"

"Dzisiaj dopadło mnie to uczucie, którego nie lubię ... nigdy nie lubiłam ... wręcz nienawidzę.
Obudziłam się. Spojrzałam w okno, usłyszałam dźwięk deszczu. Wtedy już wiedziałam, że nie jest ze mną za dobrze, z moją psychiką tak jak było np.: jeszcze kilka wieczorów wcześniej. Wszystko powróciło ... przez jebaną pogodę. Od 3dni pada. W kalendarzu jest 26czerwca, a ja czuję się tak jakby był listopad. Jest ciemno, smutno, pochmurno. Do tego znowu zauważyłam, że pochmurny/deszczowy dzień + 2-3 dni przed okresem, czy sam okres + uczucie samotności, stanowią dla mnie mieszankę wybuchową nie bezpieczną dla mojej psychiki. ;<
W mojej głowie pojawiły się myśli, których trudno mi się jest pozbyć...


Tak wiele chciałabym tutaj napisać…
 Znów dopadły mnie te cowieczorne, pieprzone refleksje. Siadam przy oknie i gapię się w niebo. W oddali migoczą gwiazdy. Czasem chciałabym dosięgnąć chociażby jedną z nich. Jednak znam swoje miejsce w większości przypadków. Tylko czasem pcham się przed szereg i zawsze wracam z podkulonym ogonem, niczym pokrzywdzony, bezpański pies. Chyba zbyt wiele bym chciała, zbyt wiele na raz. Zbyt wiele odkryć, zrozumieć, poznać. Teraz mogę przyjrzeć się z bliska wspomnieniom, które wciąż są jeszcze świeże w mojej pamięci. Siadam wygodnie, krzyżuję nogi i rozpoczynam krętą wędrówkę po labiryncie przeszłych, z lekka zakurzonych chwil. Pierwsze pytanie, jakie mi się wówczas nasuwa brzmi "Czy cokolwiek zmieniłabym w swoim życiu, gdybym miała taką możliwość?". Nie potrafię kłamać, więc od razu przyznaję, że nie zmieniłabym niczego. Nie naprawiłabym znajomości, które w którymś momencie życia się rozpadły, nie cofnęła słów ani czynów. Każdy błąd nauczył mnie czegoś ważnego. Nie jestem nieomylna. Nikt nie jest i chyba nikt tak naprawdę nie chciałby być. Jestem osobą, która musi poczuć na własnej skórze co to znaczy rozczarowanie. Muszę się sama przejechać, żeby czegokolwiek się nauczyć. Pieprzona „Zosia samosia”, chyba coś w tym jest. Sparzyłam się już tak wiele razy, a wciąż potrafię pchać się tam, gdzie nie jestem mile widziana. Cholernie chciałabym nauczyć się wyciągać wnioski, ale w pewnych kwestiach chyba to nie jest możliwe. Zbyt bardzo mnie to intryguje, zbyt bardzo chcę poznać to, czego może nie powinnam znać. Rzadko odpuszczam, nie lubię przegrywać. Najbardziej z samą sobą.
Mogłabym godzinami rozprawiać o tym, czy warto być w dzisiejszych czasach dobrym człowiekiem, ale po co? Skoro po niektórych takie słowa najzwyczajniej w świecie spływają. Mało kto potrafi na chwilę przystanąć i zastanowić się nad swoim życiem. Czy faktycznie jesteśmy tacy, za jakich się uważamy? Czy przypadkiem nie ranimy kogoś w taki sam sposób, w jaki sami zostaliśmy kiedyś zranieni? To jest przykre, że teraz na każdym kroku można spotkać się z nienawiścią. Jest ona tak wszechobecna, że nie powinna już nikogo dziwić. A jednak, są osoby, które nie potrafią tego zrozumieć. Chyba nie muszę mówić, że należę do tego grona. Czasem powątpiewam w to, czy powinnam tutaj być. Przecież sama wystawiam się na celownik, a ludzie, którym daję szansę do wypowiadania się, nie potrafią tego wykorzystać we właściwy sposób, tylko od razu wylewają na moją głowę pomyje. A ja pytam - dlaczego? Czy zrobiłam coś złego? Czy zraniłam kogoś, żyjąc na tym świecie? Jeśli tak - chciałabym wiedzieć, co zrobiłam nie tak, żeby na przyszłość nie popełnić tego samego błędu. Jednak to nigdy nie są uzasadnione zarzuty. To po prostu czysty upust emocji, chwila, w której osoba wyrzuca z siebie wszelkie negatywne emocje, raniąc przy tym niewinną osobę. Dlaczego nie możemy się rozwijać, nie możemy się wzajemnie wspierać, pomagać sobie? Skąd się bierze ta nienawiść, która aż mrozi krew w żyłach. Chciałabym to zrozumieć, ale nie potrafię. Wiem, że nic na to nie poradzę, to walka z wiatrakami, która z góry jest przegrana. Jednak nie znoszę się poddawać, nie znoszę chować głowy w piasek. Może tak ma być, może właśnie taka jest cena za spełnianie swoich marzeń. Kiedy w końcu nauczę się, że nie warto dawać ludziom swojego serca na dłoni, dawać swojego czasu, uczuć, pragnień, emocji, nadziei, całej siebie. Oni zawsze cię rozczarują, wykorzystają twoją słabość i otwartość, by potem z uśmiechem w oczach wbić ci nóż w plecy po samą rękojeść. W życiu chyba trzeba być skurwielem, żeby po prostu przetrwać Zniosę to, mimo łez, które pojawią się w oczach. Chciałabym umieć napisać "MAM WYJEBANE". Jednak wiem, że gdybym to zrobiła - skłamałabym. Wciąż przejmuję się takimi rzeczami. Jestem człowiekiem i mam słabości jak każdy. Moja wrażliwość może być zarówno zaletą, jak i wadą. Cenię sobie szczerość, dlatego nie mydlę nikomu oczu i mówię wprost - tak, bolą mnie chamskie komentarze kierowane w moją stronę. Zawsze bolały, bolą i będą boleć. Podziwiam tych, którzy spełniają swoje marzenia mimo ciągłego podcinania skrzydeł i chcę być jak oni. I wbrew pozorom, nie jestem słaba. Gdybym była, już dawno przestałabym walczyć. Ja po prostu potrafię się przyznać do swoich słabości. Myślę, że każdy człowiek odczuwa ból, kiedy ktoś bez powodu rzuca w jego stronę wyzwiskami. Jesteśmy tylko ludźmi, popełniamy błędy, mamy wady. Dlaczego więc potrafimy sobie zadawać tyle bólu? Chciałabym kiedyś znaleźć odpowiedź na to pytanie.
Raz na jakiś czas miewam refleksje nad swoim życiem.
Często jest tak, że zamierzam wtedy coś w sobie zmienić,
o czymś zapomnieć itp. Tak również było w sierpniu
tam tegorocznych wakacji.Było mi ciężko, w  miliony myśli,
których chciałam się pozbyć. No, i się pozbyłam zamieszczając
je w powyższej notce na photoblogu.

Po raz czuję tą desperację. Nie wiem co ze sobą zrobić. Powróciła stara, szara, smutna, nudna, monotonna rzeczywistość. Nic się wokół mnie nie dzieje, moje życie stoi w miejscu. Moje starania na zmianę tego nic nie dają. Pomału tracę siły, zaufanie do ludzi, nawet do samej siebie. Czasami mam nadzieję, że ze mną w dnia na dzień jest coraz gorzej, coraz trudniej do mnie dotrzeć. Czuję się niepotrzebna nikomu, niedoceniana. Po raz kolejny mam wrażenie, że nikt się mną nie interesuje. Jestem dla wszystkich w koło nic nie znaczącą osobą, która sobie żyje, bo żyje. Co chwilę nie chciana, odpychana od ludzi. Jestem wiecznie samotna. Praktycznie nikt do mnie z własnej woli nie pisze, żeby się dowiedzieć co u mnie słychać, czy u mnie wszystko w porządku, itp. Może od czasu do czasu ktoś do mnie pisze ale tylko po to, żeby dowiedzieć się czegoś w jakiejś konkretnej sprawie, o notatki z lekcji, co się na niej wydarzyło, czy było coś zadane etc. Tak było od zawsze.

Ludzie boją się przeróżnych rzeczy : ciemności, pająków, zamkniętych przestrzeni. Ja najbardziej ze wszystkich rzeczy boję się śmierci. Nie tyle swojej, co swoich bliskich. Boję się samotności, tego, że zostanę kiedyś sama, kompletnie sama. Bardzo potrzebuję ludzi wokół siebie, a przecież ci sami ludzie tak często mnie ranią. Nie rozumiem, dlaczego ostatnio światem zawładnęła wszechobecna nienawiść. Prowadząca do wzajemnego zniszczenia. Człowiek jest w stanie zadać drugiej osobie niewyobrażalny ból, nieważne w jakiej postaci. Potrafi zmieszać z błotem, pozbawić godności, zabić poczucie własnej wartości. Dlaczego w ludzkich sercach rodzi się tyle złych uczuć? Dlaczego chcemy niszczyć, zdobywać coś kosztem drugiego? Dlaczego pozbawiamy się wszystkiego, co dobre? Przecież ludzie odchodzą, niekiedy zbyt szybko i niesprawiedliwie, zbyt niespodziewanie. Wtedy nie ma już okazji, żeby przeprosić, wybaczyć, uśmiechnąć się. Wtedy zostaje tylko pustka i wielki żal, że nie zdążyliśmy się pożegnać, że ból, który zadaliśmy tej osobie nie zostanie nam wybaczony. Jak można żyć z tak wielkim poczuciem winy? Jak można spojrzeć sobie w twarz...? Chciałabym, żeby ludzie byli sobie wzajemnie bliscy, żeby szanowali się nawzajem, okazywali sobie współczucie. Niestety teraz nie ma miejsca na takie uczucia. Teraz liczy się tylko to, kto pierwszy rzuci obraźliwe słowo, lub zmiesza z błotem. Ludzie wzajemnie depczą swoją godność, nie pozostawiając na sobie suchej nitki. Nie mogę na to patrzeć, bo boli mnie serce, a z oczu płyną łzy. Nie pasuję do tego świata, nie potrafię być taka, jak wszyscy. Sama już nie wiem, co powinnam robić i jaka być, nie wiem, jak mam walczyć ze złem, które otacza mnie z każdej strony. Tak bardzo boję się, że zostanę sama…  


Odkąd z zaczęłam naukę w szkole średniej moja liczba przyjaciół/bliższych znajomych znacznie zmalała.  A dokładniej przez mieszkanie w internacie, brak kontaktu z dziewczynami, z którymi przyjaźniłam się w gimnazjum. Wymiana informacji o naszym życiu stanowczo zmniejszyła się. Nie komunikujemy się między sobą tak często jak kiedyś. Dawniej mogłyśmy porozmawiać dosłownie o wszystkim. W teraźniejszości brakuje nam tematów do rozmów. Głównie przez to, że już tak dużej liczby wiadomości z naszego życia sobie nie przekazujemy. Ale została jedna najważniejsza rzecz – zaufanie. Kiedy mamy mocną potrzebę zwierzania się sobie, to to robimy.
Moje znajomości z internatu są znikome. Mam jakiś tam kontakt z może 2-3osobami.
W obecnej klasie nie mam większego zaufania do nikogo. Mam osoby, z którymi mam możliwość porozmawiać na luzie, bez spin, żadnych kłótni. Ogólnie nie mam co na nią narzekać. Jest bardzo zgrana, chyba najbardziej zgrana ze wszystkich klas w szkole. Zawsze było tak, że wolałam się trzymać gdzieś na uboczu, na drugim planie. Miewam stany, że wolę przerwy spędzać samotnie, „odizolowana” od rówieśników z klasy, z nikim nie rozmawiać.
(...)  Coś zrobię jest źle, jeśli nic nie zrobię jest jeszcze gorzej. Moja najbliższa rodzina się mną nie interesuje. Nikt się mną nie interesuje. Nie mam z kim porozmawiać o swoich prywatnych sprawach - jeśli chodzi o rodzinę i znajomych. Jestem sama ze swoimi problemami, które dwoją się i troją. Co chwilę dochodzi coś nowego. Moja psychika po raz kolejny tego nie wytrzymuje ...

Jestem kim jestem. Nigdy nie usiłowałam zmieniać się na siłę, dla innych. Po to, by komuś się przypodobać, zdobyć nie wiadomo jaką liczbę znajomych. Jestem sobą i często przypłacam za to wysoką cenę. Ludzie pojawiali się w moim życiu i za chwilę znikali. Być może dlatego, że nie chciałam być taka, jak oni chcieli mnie widzieć. Pogodziłam się z tym, że wiele osób bezpowrotnie zniknęło z mojego życia i już nie usiłuję tego naprawiać. Najwyraźniej właśnie tak miało być. Znów chyba za bardzo zatracam się w tym wszystkim. Coraz bardziej boję się, że w tej ciągłej pogoni za byciem coraz lepszą zgubię gdzieś samą siebie i swoje emocje. Muszę pamiętać, że przecież to jest dla mnie najważniejsze. Nie zachwyt tłumów, nie presja otoczenia, tylko wszystko to, co mam w sercu. Mam nadzieję, że nie zawiodę i że za parę lat,. Wracając do tych wszystkich uczuć zamkniętych w kadry i ubranych w słowa, będę dumna, że zawsze byłam przede wszystkim sobą.

Jeszcze jakiś czas temu byłam szczęśliwa. Myślałam, że porzuciłam złą passę ... w końcu będzie mi się będzie w życiu powodzić. Doczekałam się tego na co przecież czekałam bardzo, bardzo długo. Zakochałam się, na prawdę się zakochałam. Ale ten związek nie potrwał zbyt długo. Kochałam Go i ... wciąż Go kocham.  Jeszcze jakiś czas temu myślałam, że jest wszystko w porządku, że jestem na najlepszej drodze, aby zapomnieć o nim, pozbyć się mych szczerych, najprawdziwszych uczuć ... ale ja nie potrafię. Nie potrafię się pozbyć tej miłości. To nie jest takie proste......"