Prowadzę tego bloga od dobrego roku. Odbywało się to troszkę w atmosferze "bezmyślności" o tym czy ktoś w ogóle odwiedza tą stronę. Od niedawna się to zmieniło. Zaczęłam się interesować blogosferą. Staram się w jakiś sposób wypromować tego bloga, aby zmienić jego los . Może jest ktoś taki kogo na prawdę zainteresuje mój blog. Lepsze jest to niż "szufladkowanie go". Zaczęłam "spacerować" po różnych blogach w poszukiwaniu tych, które są naprawdę warte zaobserwowania. Kilka takich udało mi się znaleźć. W przyszłości pewnie wzrośnie ilość takowych blogów.
Od dziś co jakiś czas będę "odświeżać" moje archiwalne wpisy. Zaczynam od mojego ulubionego. Kosztował mnie on wiele chwil. Włożyłam w niego ogrom emocji, serca, aby przedstawić choć odrobinę siebie, tego co czułam/czuję, a jest to trudne aby przedstawić to w jak najlepszy sposób. Opowiada on o "osobach słabych", które w życiu nie mają łatwo. Ich droga życiowa jest ciągle pod górkę przez problem. Tego kłopotu trudno jest im się pozbyć, gdyż ciężko jest walczyć w nieśmiałością.
"Życie bywa tak nieprzewidywalne jak pogoda – w każdym momencie może
się zmienić, a człowiek nie ma na ten proces najmniejszego wpływu.
Wszystko zależy jedynie od podejmowanych przez nas decyzji. W naszym
świecie rządzi „prawo dżungli” - przetrwają tylko najsilniejsze
osobniki. Lecz nie każdy jest taki silny, żeby wygrać w tej grze zwanej
życiem. Muszę przyznać, że życie to taka pojebana gra, ale grafikę ma
zajebistą.
Są na świecie ludzie, którzy lubią
samotność, ale nie ma nikogo kto mógłby te samotność znieść. Wśród grona
tych ludzi jestem ja. Niejednokrotnie walczyłam i walczę ze swoim
najgroźniejszym wrogiem jakim jest strach przed „samotnością w tłumie”.
Wiem, że lepiej przegrać próbując wygrać, niż na starcie się poddać i
siedzieć na dupie jak wystraszony berbeć. Uważam, że przychodzi taka
chwila, kiedy człowiek musi poświęcić swoje życie. Ktoś, kto nie potrafi
niczego poświęcić, nie będzie w stanie nic zmienić - dlatego w swojej
osobowości wprowadzam ciągłe zmiany, próbując się dostosować do wciąż
zmieniającego się świata. Nigdy nie wiem, co chcę dokładnie osiągnąć,
postępując akurat w taki, a nie inny sposób. Kieruję się jedynie
instynktem, pragnąc przetrwać w pełnym niebezpieczeństw świecie.
Jednakże często tym zmianom towarzyszy paraliżujący strach. Histeria
przed tym, czy jednak jestem na tyle silna, żeby stanąć czoło
przeznaczeniu, które jest mi pisane. Ta obawa nie jest czymś złym.
Pozwoliła mi, już nie raz dostrzec moje słabości przez co staję się
silniejsza. Jednak jeszcze dość często robię coś nierozważnie, zbyt
pochopnie. Ale mam do tego dużo dystansu i miewam chwile, że śmieję się z
sama z siebie, z tego co robię, lecz często jest za późno żeby ten błąd
naprawić. Zdaję sobie sprawę z tego, że czasami nic nie jest takie
jakie być powinno, takie jakbyśmy chcieli, marzyli. Niemniej jednak
eskalacja strachu i paraliżu, w moim przypadku ma to do siebie, że tracę
pewność siebie w szczególności w kontaktach międzyludzkich. Przerasta
mnie to na tyle, że bojąc się samotności sama robię sobie krzywdę
izolując się od ludzi i rozmów z nimi. Może to z tego powodu często
podejmowałam się najbardziej niebezpiecznych zadań, z których wyjście
bez szwanku było teoretycznie niemożliwe? W niektórych momentach moje
życie było nie tyle trudne, co zbyt… pechowe, jeśli mogłam to ująć w ten
właśnie sposób. Co chwila przeżywam jakieś wydarzenie, w którym jestem
raniona proso w serce, w moje najsłabsze punkty. Zresztą,
niejednokrotnie przekonałam się na swojej skórze, że w pewnych
sytuacjach człowiek najzwyczajniej w świecie czuje się bezsilny,
znudzony i bezużyteczny, a w efekcie zaprzestaje nawet walki o każdy
kolejny oddech. I mnie właśnie już po spędzeniu kilkunastu dni w tej
„ciemnej klitce”, zwanej „depresją” było wszystko jedno. Jestem zbyt
wrażliwą osobą, żeby się nie przejmować tym co napotkałam na swojej
drodze życiowej. Często dopada mnie stan głębokich refleksji.
Mówi
się, że jeśli zmienisz siebie, możesz zmienić świat. Głupie
pieprzenie... Gdy ludzie oceniają kogoś, tworzy się ich wizerunek,
którego ciężko jest się pozbyć - samotnik pozostanie samotnikiem,
morderca zawsze pozostanie mordercą. To jest tak jak z alkoholizmem.
Można wyjść z nałogu, nie pić, ale przez resztę życia niepijący jest
alkoholikiem. Podobnie jest z prostytucją: dziewczyna się puści, później
już tego nie robi, ale w oczach innych już zawsze jest dziwką. A jeżeli
będziesz w czymś dobry i spróbujesz się wybić, użyją tego, żeby znów
wdeptać cię w ziemię. Każdy ma w sobie coś z psychopaty, lecz nie zdaje
sobie z tego sprawy. Świata nie zmienisz, za to siebie tak. Z powodu
licznych porażek i braku efektów moich starań już nie raz byłam
wyśmiewana i uraczona niezbyt kulturalnymi epitetami. Narażając
nieustannie swoje życie, próbowałam znaleźć jakiś sposób, chociażby
najmniejszą wskazówkę, która umożliwi wmieszać mi się w tłum ludzi,
którzy są już bardzo blisko celu, którym jest „wygranie tej gry”. Pytana
o ideały, którymi kieruję się w życiu, odpowiadam krótko – chcę
udowodnić ludzkości, że nie jestem taka za jaką mnie uważają. Jednak
żyję, wierząc, że kiedyś spotkam kogoś, kto mnie zrozumie… Wiem, że mogę
polec w walce i tym razem już nikt nie przyjdzie mi na ratunek. W mojej
głowie tysiąc myśli na minutę, a za oknami mrok. Być może zbyt późno
się zorientowałam i teraz czeka mnie tylko bolesna porażka, ale mimo to
postaram się zrobić wszystko, by uratować choć strzępek swojego
prawdziwego "ja".
W jeszcze w nie dalekiej przeszłości
miałam wrażenie, że nie potrafię być taka jak wszyscy, nie umiem się
dopasować - dlatego zawsze stoję z boku i jedyne co mogę zrobić to
bezradnie patrzeć jak ten świat i ci ludzie, a wraz z nimi ja, staczają
się po równi pochyłej w dół. Czasem chciałam umieć pstryknąć palcami i
tak po prostu zniknąć. Schować się gdzieś, gdzie nie dosięgną mnie
spojrzenia, gdzie nikt mnie nie znajdzie. Kuliłam się w sobie w nadziei,
że nikt mnie nie zauważy i nie zrani. Przez to czułam, jak jakaś
nieznana siła ściąga mnie ku dołowi, a ja nie miałam sił, by uchronić
się upadkiem. Kaleczyłam sobie kolana i dłonie, ale nie to bolało mnie
najbardziej. Najgorsze co może być, to zatracić samego siebie.
Najważniejsze
jest zawsze to, co mamy w środku. Nieważne jak wyglądamy, w co wierzymy
i jakie mamy poglądy. Tak naprawdę wszyscy jesteśmy tacy sami, równi,
bo oddychamy tym samym powietrzem. Każdy ma jednakowe prawo do
szczęścia, ale nie każdy potrafi je w sobie odszukać.
Pragnę
tylko, by osoby słabe, które dały się porwać nurtowi i podążyły za
resztą, również były uznawane za ludzi. W końcu jak to przysłowia głoszą
"każdy jest kowalem swojego losu" , "jak sobie pościelisz,tak się
wyśpisz".
"