Ostatnimi czasy sporo myśli krąży mi po głowie. Roją mi się wielorakie pomysły na zdjęcia. Jak je wykonam i wyjdą mi tak jak o nich myślę, to nadam sobie tytuł jakiejś "Królowej Marko". Mój natłok myśli jak mrówek w mrowisku nie ogranicza się tylko co do fotografii. Po raz kolejny napadła mnie wielka ochota napisać o czymś głębszym. Podobnie jak to było w przypadku: "W tym królestwie potępienia nie ma chwały bez cierpienia." Jednakże w przypadku tej notki będzie trochę inaczej. Nie będę Ty pisała o sobie, a swoich przeżyciach. Chociaż na mały fragment tego też się gdzieś tutaj znajdzie miejsce. "Elfen Lied" to jedno z anime związane klimatycznie z horrorem. Ale właściwie gdyby nie pewien akcencik zawarty z nim, który tak bardzo kojarzy mi się z moim życiem, to ten post nie powstałby nigdy.
Czytałam o tym anime bardzo dużo. Dla dużej liczby
krytykujących osób, którzy są już po seansie tej animacji, jest ono zwykłym, niczym się nie
rozróżniającym na tle innych swego typu. Bo co ciekawego i jakie wartości, mogą
zawierać nienaturalne obrazy, gdzie dosłownie można znaleźć „rękę, nogę, mózg
na ścianie”? Przez te wszystkie sceny można powiedzieć, że jest zbyt mocno
przepełnione sielankowym rozlewem krwi, brutalnością, torturami.. Nagości w nim
również nie brakuje, bo jest jej równie dużo co krwi. Nagość większości filmów
i serii jest zwykle prekursorem sceny miłosnej. W tym anime jest to bardziej
związane z czymś złym, zazwyczaj dość brutalnym, serwując przy tym porządny
koktajl emocjonalny. .
Fabuła skupia się na losach przedstawicieli nowej rasy ludzkiej
zwanej „dicoloniusami”, którzy posiadają pewne nadnaturalne zdolności,
przeszkadzające im w życiu i powodujące ich odosobnienie od reszty
społeczeństwa. Nienawidzą oni swoich poprzedników "Homo Sapiens", zabijając ich przy tym z zimą krwią. Posiadają oni tak zwane wektory,
złożone z niewidzialnych ramion, długich wystających z plecy, które pozwalają,
trzymać, rzucić, wyciąć i zniszczyć to co tylko uznają za stosowne.
Opowieść opowiada o młodej dziewczynie Lucy/Nycu, posiadającą rozdwojenie jaźni, podwójną osobowość. Po ucieczce z tajnego kompleksu
naukowego Lucy traci swoje wspomnienia i powraca do osobowości dziecka, które
potrafi wypowiedzieć tylko jedno słowo „Nycu”, skąd zaczerpnięto źródło dla jej
imienia.Ona kończy się spotkanie młodego
człowieka o imieniu Kouta i jego kuzynka Yuka. Dwa,
nie wiedząc, co zrobić z dzieckiem, jak Nyuu, decydują się dbać o nią i wkrótce
zaczyna swoją normę jako ciągnięty razem rodziny, która musi poradzić sobie z
rozdwojenie jaźni Nyuu i agentów rządowych, którzy szukają jej odzyskać...
Mimo że zetknęłam
się ze sporą dawką negatywnej opinii na tego temat, posiadam do tego anime pewnego
rodzaju sentyment. Oglądając je, jak zwykle starając się wczuć w fabułę i
wyczytując w niej wartości, poczułam coś co nie zdarzyło się przy żadnym innym
anime, czy filmie. Po obejrzeniu któregoś z odcinków, ogarnęły mnie głębokie
refleksje, bo odnalazłam w nim cząstkę tego co spotkało mnie w życiu. Wiele ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego jak wiele dla
drugiego człowieka może znaczyć jedno krótkie słowo „przepraszam”. Tym bardziej
z tego jakie konsekwencje w przyszłości może przynieść nie wypowiedzenie tego
magicznego słowa.