wtorek, 3 września 2013

"Wrzesień - na­pad ar­mii nau­czy­cieli na uczniów."


Czas pomału przyzwyczajać się do szarej, smutnej i monotonnej szkolnej rzeczywistości. Do codziennego wczesnego wstawania i wracania ze szkoły do domu późnym popołudniem. Przed nami masa sprawdzianów z wiedzy i wiele innych niespodzianek związanych ze szkołą.

Ja mam swoje prywatne powody, żeby cieszyć się z tego, że rozpoczął się rok szkolny. Wolę być zmęczona fizycznie chodzeniem do szkoły, niż być totalnie zmęczona psychicznie.
Chociaż osoby napotykane przeze mnie w ciągu roku szkolnego pewnie przyniosą mi "problemów", do których potrzeba cierpliwości i spokoju do ich rozwiązania. To właśnie przez kilka takich osób wrzesień zapowiada się całkiem ciekawie... Bo to właśnie dla nich już nie będę taka miła jak kiedyś jak mi się coś w nich nie spodoba.
W śród nich znajduje się osóbka dla, której będę "zimną suką" jeśli dalej będzie tak postępować ze swoim życiem i z osobami, którym tej osobie naprawdę zależy. Dla tej jednostki z całego serca życzę jak najlepiej, ale już nie mam do niej cierpliwości. Czas skończyć z przejmowaniem się problemami tej postaci, skoro moje dobre intencje idą na marne.

Te wakacje mnie zmieniły. Nie same wakacje miały na to największy wpływ, tylko wydarzenia przed ich rozpoczęciem. Stałam się bardziej otwarta, a w niektórych sytuacjach już nie jestem tą "szarą myszką bojącą się świata". Gdzieś tam gubię pewność siebie, ale pracuję nad tym. Może na pierwszy rzut oka tego nie widać, ale tak się właśnie stało. Dużo myślałam, snułam głębokie refleksje nad swoim życiem. Sporo rzeczy postanowiłam w sobie zmienić i będę się starała dotrzymać swojej obietnicy. Nie dla kogoś lecz dla samej siebie, bo już naprawdę długo to sobie obiecuję.

Bardzo brakowało mi tej energii, którą emituje moja kochana klasa. Nie jest ona idealna, ale za to jedyna w swoim rodzaju. 3BT pamiętajcie jesteśmy najlepsi. Kocham Was mimo wszystko. ♥♥

W szkole mam dużo zmian i jak zwykle wiele niezgodności w planie lekcji. W końcu Ekonomik "słynie" z bardzo częstych zmian w planie, często następujących tydzień po tygodniu.

Pożyjemy zobaczymy co nam przyniesie przyszłość. ☺

czwartek, 29 sierpnia 2013

"Szczęśliwi i załamani są w śród nas!"

Wczoraj (27.08.) zostałam "najszczęśliwszą osobą na świecie". Tak, wiem, wiem ... Nie powinnam się cieszyć z czyjegoś nieszczęścia, a tym bardziej z wydarzenia, w jakimś stopniu wciąż ważnej w dla mnie osoby. Jakoś tak wyszło, no cóż poradzić. Stało się jak się stało. Nie życzyłam im źle i chciałam, żeby byli szczęśliwi. Ale tak jakoś wyszło, że od początku ich związku, który zawarli po raz kolejny, wiedziałam, że on na dłuższą metę nie wypali, że nie potrwa zbyt długo. Przeczuwałam to. Ich rozstanie było jednym z moich wakacyjnych, życiowych marzeń. Jak się okazało to od postanowienia tego nie musiałam długo czekać na spełnienie tego życzenia. 

Przyznam się bez bicia, że miałam w swoim życiu, w wakacje trudny okres. Miewałam cholerne huśtawki emocjonalne. Mój rozum bił się z sercem. Czułam się jak jakiś świeżo wyprany dywan z niedokładnie spłukanym proszkiem do prania, który od momentu swojego wyprodukowania miał jakąś skazę. Ten środek chemiczny pozostawił gdzie nigdzie dziury nie do załatania. Żeby zabić Jego w moim sercu, musiałam zabić cząstkę siebie - to było najtrudniejsze. Z głowy nie mogłam się pozbyć tych czarnych myśli, żeby im się od samego początku nie układało i nie byli ze sobą zbyt długo. Najchętniej poderżnąłbym im gardło nożem, którego zostawili w moich plecach. Miałam o wszystkim
powściągliwe zdanie, wydawałam o tym wszystkim chłodny sąd. Nauczyłam się umierać w sobie, nauczyłam się ukrywać cały strach.

Ale po co się tym zamartwiać, wciąż o tym myśleć? Po co walić głową w mur? Po co brudzić sobie ręce krwią, którą potem ciężko się pozbyć? Po co psuć ich związek, wchodzić pomiędzy nich i rozsiewać śmierdzący ferment. 

Minął miesiąc od tego czasu. Z dnia na dzień stawali mi się coraz bardziej obojętni. Zaczęło mi to koło dupy latać, czy oni są ze sobą czy nie, czy im się wgl, układa. Nawet zapomniałam o swoim życzeniu. Zaczęłam nowe życie. Moje myśli się uspokoiły, ustatkowały. Już nie myślałam o tym co było kiedyś pomiędzy Nim i Mną. Jednakże zdarzały się wieczory, kiedy wracałam do cudownych wspomnień z okresu "nas". Podobnie było i wciąż jest jak opisuję to wszystko w swoim pamiętniku - oryginalnej wersji tego bloga.


Od wczorajszego dnia jestem naprawdę szczęśliwa Od dzisiejszego ranka jestem cała w skowronkach - nie pamiętam kiedy ostatnio aż tak szczery uśmiech zawitał na mojej twarzy. Gdzieś jeszcze we mnie wciąż istnieje uczucie niedowierzania, że to się naprawdę stało. Czasami myślę sobie, że to jakiś żart, ironia i za chwilę dostanę wiadomość, że znowu są razem. Chcę dla nich jak najlepiej, żeby ułożyli sobie życie, obojętnie czy razem, czy osobno. Chcę, żeby po prostu byli szczęśliwi.

No, cóż stało się jak się stało. On pewnie teraz topi smutki w butelce wódki. ;C Jak tak, to chętnie wypiłabym z nim za jego zdrowie, zdrową psychikę i powodzenie w życiu. Chcę, żeby jak najszybciej zapomniał o tym całym zdarzeniu, o nich. Podsumując, w sumie ich wspólnie spędzone ponad 2lata poszły się jebać. Już po ostatnim ich rozpadzie ich związku, On nie trzymał się za dobrze. Nie chcę nawet myśleć jak postąpi tym razem.
Nie chcę, żeby znów się załamywał, całkowicie tracił wiarę w ludzi, w siebie. Nie chcę, żeby się tak męczył. Wciąż jest bliską dla mnie osobą, jest mimo wszystko moim przyjacielem. A jak ktoś mi bliski się męczy, nie może się pogodzić ze swoim losem, to jest mi naprawdę ciężko, męczę się razem z nimi i staram się im pomóc, w jakimś stopniu zniwelować ból, czasami nawet bawię się w psychologa, wsłuchuję i staram się dawać dobre rady. Aktualnie chyba pozostało mi tylko pocieszanie Go, bo od tego są przyjaciele. Przecież prawdziwych poznaje się w biedzie, w potrzebie. ;D  


A o niej już nic nie wspomnę. Mogę powiedzieć, że po raz kolejny zachowała się jak jakaś suka, zostawiła Go, bo stwierdziła, że z innym było jej lepiej. Pewnie za jakiś czas znowu się okaże, że żałuje, że z nim zerwała. Nie trawię takich lasek... Nie wiem jak to dokładnie wszystko wyglądało, nie chcę dodawać tu swoich niepotrzebnych słów. Ona wydaje mi się śmieszna, żałosna,  dziecinna. Pewnie nawet nie próbowała porozmawiać dlaczego tak myśli, nic nie zaproponowała, żeby to naprawić i starać się z całych sił, żeby nie dopuścić do rozstania. Niech lepiej dobrze zastanowi się nad tym co zrobiła. Rozwiązała ich związek, a żeby było śmieszniej po raz kolejny nie zrealizowała tego rozmawiając o tym w 4 oczy. Wiem, że taka konwersacja związana z rozstaniem nie jest łatwa do wykonania, no ale ku.... bez przesady. Przecież to takie popularne w dzisiejszych czasach. To takie typowe zachowanie dla gimbusów. Nawet nie myślą tak jak to jest wskazane na ich wiek. Z przykrością muszę stwierdzić, że populacja ludzkości coraz bardziej stacza się ku dołowi. Jakie to przykre. Achh...te gimbusy i ich młodsze i starsze pochodne. Aż brak mi słów .... 

Mam to gdzieś co On i Ona sobie o mnie pomyślą czytając moje słowa, to że cieszę się z ich rozstania. Z tymi czarnymi myślami nie jest mi za dobrze, jest mi naprawdę wstyd!!! - mówię z ręką na sercu, bo nie chcę, żeby ktokolwiek w przyszłości mi życzył podobnej rzeczy.

środa, 28 sierpnia 2013

"Znaczenie muzyki w moim życiu..."

Od zawsze starałam się "karmić" swoje uszy świerzynkami muzycznymi i tak również jest w ostatnim czasie.

Moje ulubione zespoły w tym roku mnie zaskoczyły. Jedne bardziej, drugie mniej, a jeszcze inne wręcz przeciwnie -zawiodły. Sporo z nich wydało nowe płyty. Bullet For My Valentine, Bring Me The Horisone, Asking Alexandria to tylko kilka z nich. Hunter, Papa Roach, DragonForce również wydali nowe krążki, ale w tamtym roku. Utwory z tych płyt zawładnęły moim umysłem muzycznym i co chwilę nucę/słucham ich piosenki. Czasami się w pomiędzy nie wplączą się jakieś klasyki - Metallica, Def Leppard, Nirvana, Slayer, SlipKnot, System Of A Down, Nickelback, King Leon, ... , czy mniej znane zespoły - We Are The Ocean, Black Tide, Scars On Brodway, Our Last Night, Love&Death, Frontside.

Żeby nie było nie ograniczam się gatunkowo do rocka i metalu. Słucham wszystkiego co mi wpadnie w ucho. Otaczam się piosenkami z szerokiego zasobu gatunków muzycznych jakie są wykonywane na całym świecie. Na  liście słuchanych przeze mnie piosenek znajdują się również pospolite utwory, które można usłyszeć na co dzień w radiu, czy w telewizji.


Z gatunku reggae, rapu/hip-hopu znam niewiele wykonawców, zespołów. VNM, East West Rockers, Małpa, DonGuralEsko, Pezet, HuczuHucz, ... . Jednak do gustu przypadły mi tylko niektóre ich piosenki. Nie jestem aż tak mocno obeznana z tego rodzaju muzyką. Powolne rytmy rodem z Jamajki na dłuższą metę są dla mnie zbyt nudne, nurtujące. A długie, zawiłe teksty potrzebują znakomitej obsady w postaci ciekawej, szybko wpadającej w ucho linii melodycznej, lub charyzmatycznej, niepowtarzalnej barwy głosu.

Jakiejś większej uwagi nie zwracam na pop i klubowe rodzaje muzyki, aczkolwiek sobie ich nie odmawiam słuchając radiowych hitów. Jednak nie jestem z nimi na bieżąco.

Nie słucham  discopolo, ponieważ jest płytkie i bez jakiegokolwiek przesłania. Słucham tego gdy już jestem zmuszana poprzez obecność na jakiś festynach, imprezach, czy jak moi rodzice włączą Polo Tv.



 Tak na prawdę nie jestem przywiązana do tych odmian muzyki. Czegoś im brakuje, nie wiem dokładnie czego Właśnie to "coś" odnajduję w gitarowych dźwiękach. Przecież mamy prosty do bólu Punk Rock, skomplikowany, pełen rozmachu Heavy Metal, prostoty wykonania i agresji połączonej z szybkością w Metalcore, i psychodeliczne odloty w Metalu Alternatywnym (np. SOAD). Mamy do bólu agresywne wymioty Black i Death metalowych zespołów (które nigdy mi nie podchodziły i raczej nigdy nie zacznę ich słuchać), jak i zachwycające łagodne dźwiękowe pejzaże (np. Def Leppard). To właśnie rock i metal wzbudzają we mnie największe emocje. Ale jednak metal i jego pochodne królują. Jazz i Blues nie złapały mnie nigdy za serce.  Lubię się wyluzować kiedy w tle słychać kawał mocnego, ciężkiego głosiska zgranego w znakomitą kompozycję z gitarowym brzmieniem. 

W metalu  zachwyca mnie jego wielobarwność, melodyczność. To nie tylko "darcie mordy", to zbyt szerokie pojęcie żeby jednoznacznie stwierdzić, że to zwykłe darcie ryja. Nawet jeżeli takowe darcie występuje, nie znaczy to że muzyka nie ma czegoś w sobie. To nie tylko (stereotyp) darcia mordy to więcej niż muzyka. Przyznam, że jest to dość specyficzna muzyka, ale jest fajna. Nie słucham tego od zawsze, wiem tyle, iż ten gatunek sprawił, że moje życie zmieniło się na lepsze, nadał on sens mojemu światu. Nie potrafiłabym teraz przestać tego słuchać, skonałabym. Metal uzależnia. Jest muzyką na każdy humor - chcę się wyluzować włączam coś lekkiego, a jeśli jestem wściekła włączam mocne brzemienia. Metal podoba mi się głównie przez to, że od zawsze lubiłam słuchać dynamicznych i mocnych utworów. Na początku mi się nie podobała ta muzyka, ale z czasem zaczęła mi podchodzić. Poza tym gdzieś trzeba się wyżyć. Ta muzyka pod względem przekazywania emocji nie ma sobie równych. Gitara – elektryczna, bas; przyprawia mnie o dreszcze, poprawia mój nastrój, sprawia również, że odpływam, jestem w innym świecie. Uwielbiam te riffy, solówki na gitarach i mocne uderzenia perkusji. Dodatkowo ten specyficzny wokal, nie mówiąc już o tekstach z głębokim sensem. W niektórych piosenkach agresja głosu wokalisty jest perfekcyjnie pokazana. Uhh …Do metalu trzeba mieć "łeb", żeby zrozumieć sens. Często ludzie mówią że metal jest bezcelowy. Mówią tak, bo nie rozumieją tekstu. W metalu używa się "ciężkich" słów,” trudnych do zrozumienia. Metal uczy mnie wiele. Przestałam być już taka dziecinna. Metal mnie rozwija. Zaczynam inaczej postrzegać świat. Tak naprawdę to coś więcej niż muzyka. Mówi dużo o nas i o naszym życiu. Mówi więcej niż rap. Rap jest łatwy do zrozumienia. Wszystko jest w nim dane dosłownie nie trzeba zastanawiać się nad sensem danego utworu. Tacy co słuchają Bimberka, 1D itp., nigdy nie odnajdą sensu w piosenkach, bo nie mają  sensu w utworach.




sobota, 24 sierpnia 2013

Fotografia ~ krajobrazy.

Tym razem nie będzie "długiej" notki o moim życiu, ale coś zupełnie innego. W pewnym sensie zrobiłam sobie mały urlopik od pisania, sklejania słowa do słowa w coś sensownego i ciekawego. Dlatego wykorzystać tego bloga, żeby część moich autorskich fotografii w końcu ujrzało światło dzienne. Wiem... dla niektórych osób oglądanie kwiatków, krajobrazów, zwierząt jest nudne, ale mimo to kilka zdjęć się tu znajdzie. To tylko najlepsze z najlepszych fot. Część osób myśli sobie "Co to dla mnie? Żadne wyzwanie,  bo przecież każdy potrafi wziąć aparat w dłoń i cykać zdjęcia kwiatkom-sratkom, itp" Jednak to nie jest aż taka prościzna, jak się okazuje, bo żeby zrobić naprawdę dobre ujęcie troszkę trzeba się namęczyć. Czasami nawet nie pomaga znakomita lustrzanka. Potrzeba czasu, umiejętności i odrobina cierpliwości, żeby stworzyć prawdziwe arcydzieło, takie coś jak ludzie to oglądali myśleli sobie "Wooowww... To jest naprawdę świetne ujęcie. Ma w sobie to coś co przyciąga wzrok."

Pogrzebałam w swoich folderach i coś tam wyszperałam coś co moim zdaniem jest godne pokazania. Mam nadzieję, że Wam się spodobają moje fotografie, i że nie zanudzę Was nimi.

W przyszłości szykuję coś ciekawego pod tym projektem. Umieszczę tu zdjęcia, na których ja jestem modelką. A jak dostanę pozwolenia na udostępnienie niektórych zdjęć to wstawię tu takie, do których pozują mi moje koleżanki.

 
 
 
 

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

"Codzienność"

Długo się zastanawiałam o czym tutaj napisać, żeby to w ogóle nie miało żadnego związku, styczności z tym co się dzieje, tego co obecnie piszę na oryginale. Przyszło mi kilka pomysłów do głowy, ale znowu mam brak jakiejkolwiek weny twórczej na sklejenie wyrazu do wyrazu w tai sposób aby to w miarę przyjemnie się czytało. Pożyjemy zobaczymy, może taki czas nastąpi.

W tym poście postanowiłam opisać to co teraz u mnie się dzieje.
No cóż, ja mogę tu napisać. Są wakacje, które zbliżają się ku schyłkowi. Kartki w kalendarzu coraz szybciej zmieniają częstotliwość wypadania - czas mija coraz szybciej, jak to bywa zawsze pod koniec wakacji. Od dnia dzisiejszego zostały dokładnie 2 tygodnie do rozpoczęcia roku szkolnego. nawet nie wiem kiedy te wszystkie dni wakacji minęły. Przeleciały jak piasek przez palce.

Te wakacje prawie niczym nie różnią się od swoich poprzedniczek. Robota, nuda i brak czasu na zorganizowanie spotkań ze znajomymi. Nawet nie zdążyłam dobrze odpocząć od nawału obowiązków związanych ze szkołą, z powodów obowiązków, pomocy rodzicom przy gosp. rolnym.
Od jakiś 5lat moi rodzice mają plantacje ogórków na sprzedaż. 400metrów bieżących to jest dosyć sporo, ale nie aż tak dużo żeby zatrudniać pracowników. Dlatego ja musiałam pomóc. Jak mój najstarszy brat był w domu to tez służył pomocą - nie miał innego wyjścia. A średniemu bratu się w tym roku upiekło z powodu pracy - praktyk, w nadleśnictwie. Od 4lipca musiałam wstawać ok 6rano i udawać się na pole, za moim domem. Poranki w ten sposób spędzałam do jakiejś 9, czasami 10 rano, w zależności od  ilości plonu i osób zbierających i sortowania. W dni w których nie mieliliśmy zbierania koło domu, musiałam wsiąść na rower i jechać na pole do babci na kolejna porcję ogórków. Któregoś dnia znosiliśmy wiadra dość długo, a po skończeniu tego oszacowaliśmy je na ok 300kg bez sortowania. masakra.  Już patrzeć na nie nie mogłam, ale na szczęście wraz z nadchodzeniem sierpnia moja udręka malała, a teraz mam z tym spokój. Bywały takie dni kiedy była 21-22 a ja już padałam na pysk z powodu braku sił, powieki miałam ciężkie, ale dzielnie wytrzymywałam do tej 23/północy w towarzystwie komputera czy telewizora.
Moje dłonie już nie wytrzymywały. Były strasznie suche, podrapane szorstkimi liśćmi, a ogórki pozostawiały na skórze żółto-zielono-brącową substancję ciężką do zmycia. Pielęgnacja kremami, pilingami i innymi substancjami nie pomagała.  Mój naskórek robił się coraz cieńszy na koniuszkach palców, jak i na powierzchni całych dłoni. Niekiedy stawało się tak, że powstawały małe przetarcia do krwi. Zakładanie rękawiczek też mi nie pomagało. Wręcz przeciwnie. Mając je na rekach moje dłonie zaczęły się pocić/ nabierać wilgoci od porannej rosy. To tylko potęgowało moją nieprzyjemność, ponieważ się zaparzałam w nich.
Ale patrząc na to z innej strony rezultat jest imponujący. Zarobić ponad 5000zł przy cenie 3zł/kg w taki sposób jest naprawdę ciężkie, a my tego dokonaliśmy.

Część tegorocznych wakacji spędzam nad relaksem w samochodzie nauki jazdy u P. Doroty Wawrzyniak. :)
Jeszcze jakiś czas temu przechodziły mnie ciarki po całym ciele na myśl - ja i samochód. Jakoś nie wyobrażałam siebie w roli kierowcy. Było przyczyną głównie tego, że nie prowadziłam nigdy samochodu, motory, ciągnika itp. A tu proszę jaka niespodzianka - odnalazłam się w tym i powiem szczerze bardzo podoba mi się to. Jakiś miesiąc temu zakończyłam wykłady, a w chwili obecnej jestem już po 3 jeździe. Z każdego z tych razów jestem zadowolona.
Tak jeszcze wspomnę, że w jestem w grupie z Danielą Przybył, Albertem Stankiem, Sebastianem Stanaszkiem, Sewerynem Gralą i jego mamą.

Mój pierwszy raz był można stwierdzić pewnego rodzaju niespodzianką. Wcześniej taką sama jazdę miała Daniela. Rozmawiałam z nią dzień przed moją jazdą i powiedziała, że nie wyjeżdżała z placu. Nie pisnęła nawet słówkiem o tym co tak na prawdę mnie czeka.
Miałam jeździć tylko po placu manewrowym, a ku mojemu zaskoczeniu Dorotka wypuściła mnie w teren. Objechałam Białczyk, Pyrzany, Świerkocin, Nowiny, Białcz i przez Witnicę pomału dojechałam do swojej miejscowości, do domu. Już wtedy dosyć ładnie panowałam nad samochodem. No, nie było jakoś idealnie, bo czasami emocje brały górą a wtedy majtałam kierownicą. Nie zasprzęglam samochodu, redukcja biegów wychodzi mi całkiem, całkiem, iż muszę nauczyć się jeszcze nie patrzeć na to jak zmieniam bieg. Całe szczęście w żaden rów nie wpadłam, żadnej stłuczki nie spowodowałam, samochód cały, przechodnie żyją. xd
Za drugim razem szło mi o wiele lepiej. Z początku znowu trochę nie panowałam nad kierownicą, ale w trakcie jazdy wszystko się unormowało - wystarczyło się trochę wyluzować i wczuć w rolę "kierowcy formuły 1". xd Trasa z pozoru prosta: dom - Witnica - Białcz (odwieść mamę Grali) -Witnica (kilka okrążeń po obwodnicy i po mieście) - dom. Dlaczego z pozoru? bo największą trudność sprawiały mi ronda. Nie jeździłam po nich tak jak to powinno prawidłowo wyglądać, gdyż najeżdżałam na ten bruk, kamienie, czy co tam jest. Kilka razy zamiast wbić 3, dałam na 5. Ale to taki mały szczegół.
Ostatnią jazdę miałam w piątek. Tutaj kolejna niespodzianka, o której domyśliłam się po kilku minutach prowadzenia auta. Nie pasowała mi jedna rzecz, której zawsze nie było - dodatkowy pasażer (Sebastian). Od razu wtedy wiedziałam, że czeka mnie podróż po Gorzowie. Jak na razie jechałam tylko obwodnicą tego miasta do WORD'u. Dalej zmienił mnie Seba. Jak to się mówi - od czegoś trzeba zacząć. Dziś Daniela miała taką samą jazdę jak ja. Ciekawe jak jej poszło? :d
Tak naprawdę największe wyzwanie jeszcze przede mną. Opanowanie tych wszystkich rond w GW nie będzie takie proste. Nie ma się czym przejmować. Co ma być, to będzie.

Ogólnie co u mnie słychać?
Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Zdowie można mówić dopisuje, byłoby lepiej gdyby nie zapalenie zatok i te wszystkie związane z nim antybiotyki. Samopoczucie i dobru humor mnie nie zawodzi. Zawsze może być gorzej. Już od dawna nie żyję wspomnieniami. Musiałam zabić cząstkę siebie, żeby wyrzucić z siebie te wszystkie uczucia, które jak dla dilera były dla mnie uzależnieniem. Oddaliłam się od takiego życia.

Amen. 

niedziela, 11 sierpnia 2013

"Kilka słów od autorki"

Na prośbę pewnego anonimka z aska postanowiłam podzielić się niektórymi moimi myślami zawartymi na moim  blogu. Powiem na wstępie, że nie oczekujcie nie wiadomo czego od tego marnie wyglądającego brata bliźniaka oryginalnej wersji mojego osobistego bloga. Znajduje się na nim marna ilość fragmentów postów. Niektóre z nich są ucięte do minimum, żeby nie zdradzić pewnych szczegółów mojego życiorysu.

Posty dodawane tutaj (w oryginalnej wersji bloga) są taka jakby moją autobiografią. Robię sprawozdania ze swojego życia. Z wydarzeń, które z znaczny sposób sprawiły, że jestem w chwili obecnej taka a nie inna. Dzieciństwo, podstawówka, gimnazjum, szkoła średnia, internat, życie codzienne i teraźniejszość nie są dla mnie sprawami łatwymi, dlatego je poruszam, snuję nad nimi refleksje. Większość zawartych tam myśli wolę zachować dla siebie, dlatego nie udostępniam pierwotnej wersji. Nawet gdybym chciała się tym podzielić z innymi to teraz zbytnio nie mogę, bo jest on nie ogarnięty i to strasznie nie ogarnięty. Większość postów jest rozpoczętych i porzuconych dla innych i tak w kóło. Tylko "aktualizacje danych" są skończone, ale nie do końca - tak w 95%, gdyż chętnie wpowadziłbym w nich drobne poprawki, ale tym zajmę się kiedy indziej, jesli wgl to nastąpi.
Autentyczny blog będzie udostępniony w dalekiej przyszłości, ale tylko dla osób, które sobie na to z jakiś sposób u mnie zasłużyły - czyli mam do mich pełne zaufanie. Znajdą się z 1-2osoby, do które kiedyś moje zaufanie zaniechały w pewnym stopniu, ale chcę żeby to przeczytały, żeby wpłynąć na nie w jakiś sposób. Nie chcę,żeby notorycznie popełniały niektóre błędy, tłumacząc się tym, że one nie widzą w tym nic złego. A jak im się coś uświadomi i przyznadzą mi rację, to nie chcą tego w sobie zmieniać, bo im z tym jest dobrze, nawet mino tego, że  nie zdając sobie z tego sprawy mogą tym ranić inne osoby, choć one nam tego nie wypominają.


Wiem, nie jestem dobra w swoich wypowiedziach pisemnych. Zbytnio nie wychodzi mi relacjonowanie wydarzeń z mojego życia. Już o niebo lepiej wychodzi mi opisywanie emocji, które przeżywałam w niektórych okresach swojego życia.

Założyłam tego bloga aby wyrzucić ze swojej głowy zbędne myśli, żeby móc o pewnych wydarzeniach zapomnieć. Wciąż stoję na rozstaju dróg i nie wiem, którą z nich podążać, żeby nie powtórzyć błędów z przeszłości. Tych wydarzeń było zbyt dużo, dzięki czemu ucierpiała moja psychika, a teraz jak się okazuje również sieć nerwowa mojego organizmu. Ale o tym nie będę się rozpisywać ... nie tutaj... i nie zamierzam się tym zdzielić z osobami, do których nie wgl. nie mam zaufania m.in. z ciekawskimi anominkami.

Bloga (jak i odpowiadanie na pytanie z aska)  również wykorzystuję do rozwijania swojego języka. Staram się robić w to w sposób kreatywny, bawić się tym, ubarwiać swoje myśli. Miewam czasami dni, w których mój zasób słownictwa jest strasznie ograniczony. Są również dni jest tak wszechstronny - mam taką kumulację porównań, epitetów, przenośni, ect, że aż żałuję, że nie mam ich na czym/gdzie zapisać, a niekiedy moja pamięć mnie zawodzi do tego stopnia, że nie potrafię ich odtworzyć w sposób jak to było w czasie natchnienia. Jednym z moich wakacyjnych postanowień było wprowadzenie barw do odsługiwanego się prze zemnie języka, zmniejszenie chaotyczności i nudy w nich. Muszę szczerze stwierdzić, że czytając niektóre moje teksty jestem w szoku, że jestem w stanie napisać coś na prawdę dobrego i jestem pełna podziwu co do mojej osoby. W przyszłości nie zamierzam się ograniczać w słowach w publikowanych przez siebie postach na blogu, photoblogu, czy w odpowiedziach na asku.

W ostatnim czasie przeglądając niektóre profile na portalach społecznościowych, na których można zadawać pytania, czytając odpowiedzi jestem zawiedziona tym jak w nich ogranicza się nasza młodzież. Zdarza się ak, że to tylko jeden wyraz. Najwidoczniej ludziom nie chce się trochę pogłówkować, żeby w miarę rozwinąć w sposób kreatywny swoje odpowiedzi. Wszystko rozumiem. Nikt nie jest idealny. Nikt nie jest jakimś wybitnym filozofem. Przyznam sama nie jestem lepsza. Wiem też po sobie, że niektóre pytania są tak sformułowane, że nie da się udzielić odpowiedzi w inny sposób, albo nie chcemy się dzielić z osobami trzecimi informacjami na dany temat. Ale bez przesady. Biorąc na przykład niektóre osoby z naszego otoczenia muszę niestety stwierdzić, że społeczeństwo się uwstecznia. To głównie dlatego mówią, że w śród nas jest coraz więcej tzw. "gimbusów". I ja ten fakt potwierdzam. Nie będę się dłużej rozpisywać na ten temat, bo zapewne znajdzie się kilka osób, którym dalsza treść mogłaby się nie spodobać. Choć i tak zapewne będzie/jest, że spotkam się z wielką falą hejtów skierowanych w moja stronę od sfrustrowanych miernot. Od osób, które wchodzą w życie w czyjeś życie z błotem i rozsiewają ferment, na temat na który wiedzę mają niewielka.

aaaa i jeszcze jedno.
Wiadomo każdemu zdarzają się pomyłki "literackie".
Umieszczamy stwierdzenia w sposób dla kogoś niezrozumiany. Drobna pomyłka w tekście, kiedy zamieściliśmy inne wyrażenie/słowo niż mieliśmy zamieścić zmienia czytelnikowi sens zdania w inny i odbiera to całkiem inaczej niż to powinno być, albo gubi się w tym co tak właściwie chcieliśmy przekazać.
Dlatego nie łapcie mnie za język kiedy zauważycie tego typu błędy w moich wypowiedziach udostępnionych tutaj, czy na asku. W tym ostatnim ostatnio tak było.... niestety i spotkałam się obelgą od anomina, którego bardzo pozdrawiam, bo zapewne to czyta.

Aktualizacja danych - "Woodstock 2013"


"W kalendarzu jest 3 sierpień. W Kostrzynie nad Odrą odbywa się 3 dzień najpiękniejszego festiwalu na świecie - 19. Przystanek Woodstock, który w dodatku jest największym otwartym festiwalem świata.

Właśnie trwa moim zdaniem najlepszy koncert tej edycji - na scenie jest Hunter. ♥ No niestety nie miałam zbytnio z kim i jak pojechać na ten przecudowny koncert. Muszę się zadowolić oglądaniem relacji na owsiaknet.pl. Jest on magiczny. Grają jedne z najpiękniejszych piosenek metalowych, które zmieniły losy muzyki metalowej i spojrzenie ludzkości na tego rodzaju muzykę. Utwory Metalicy "Master of Puppet", Sepultury "Roots Bloody Roots", S.O.A.D -"Wake up", Rammstein - "We're all living in America", AC/AD -"High well to hell" i wiele innych, a na bisy zagrali swoje autorskie utwory "Trumian Show", "Rzeźnia nr 6" i najlepszy "Śmierci śmiech".

Przed chwileczką to cudo się skończyło, a Wojtek wszedł do pokoju i się pyta czy ma ze mną jechać na ten koncert, na który tak bardzo chciałam jechać? Tak kochaniutki, nie ma jak to pojechać na coś co się przed sekundą skończyło! Zajebiście. -_- A w dzisiejszym dniu nie ma już dla mnie żadnych fajnych zespołów. :c


Moim zdaniem tego roczna edycja to jedna wielka klapa. Taką opinię nie posiadam jedynie ja, całe szczęście. Niestety w tym roku nie miałam możliwości odwiedzenia w tym czasie byłego poligonu w Kostrzynie, mimo że mieszkam niecałe 20km od tego miejsca. Musiałam się zadowolić internetową transmisją live ze strony z Video Blogiem Jurka Owsiaka. Oglądając niektóre koncerty stwierdziłam, że nie mam czego żałować. Jak dla mnie nie ma zbytnio fajnych zespołów, same mało znane gówno. Podsumowując muzykę graną w tym roku oznajmiam, że ma ona naprawdę mało co ma wspólnego z poprzednimi edycjami. Dawniej grano fantastycznego rocka, metal, punk, ewentualnie bardzo klimatyczne, wpadające w ucho reggae. Owsiak mówi, że Woodstock otwiera się na nową muzykę reklamując nieznane w Polsce zespoły, gatunki. Co prawda, to prawda, ale bez przesady!

Woodstock pomału staje się coraz bardziej komercyjny. Przeistacza się w dyskotekę, na której coraz częściej grają elektroniczne dźwięki z konsol DJ. A za kilka lat przetworzy się to w wszystko w zwykłą „wiejską potańcówkę”, na której zaczną puszczać disco polo? Pewnie do tego dojdzie, skoro w tym roku doszły mnie słuchy, że ma być Weekend, znany głównie z „Ona tańczy dla mnie”. Te plotki powstały po jednym z odcinków show Kuby Wojewódzkiego, w którym gośćmi byli Jurek Owsiak i wykonawca tego „wielkiego hitu”. Podobno tak Owsiakowi tak się ten człowiek spodobał, że postanowił go zaprosić do zaśpiewania na Woodstocku. Dobrze, że tak się nie stało i trzymam się myśli, że to nigdy nie nastąpi.
I co do takich gatunków mają się bawić zajebiści ludzie w glanach?! Tak na prawdę z roku na rok jest coraz mniej muzyki, do której można zatańczyć magiczne pogo. Gdzie się podział ten festiwal? Te zajebiste, mocne gitarowe riffy, dobry growl/screamo, czy inne charyzmatyczne głosy? Z tego co się orientuję w tym roku Woodstockowiczów przyciągnął Anthrax i chęć zobaczenia Huntera w nie typowej, mało spotykanej odsłonie. Owszem były takie zespoły przy, których ludzie naprawdę dobrze się bawili - Farben Lehre, Happysad, Ametrii, Kabanosie, Kamilu Bednarku, Big Cycu. Sądzę, że wielkim błędem było danie Eneja na scenę do Harego Kriszny. W teraźniejszości jest to bardzo popularny zespół, którego piosenki prawie każdy pod nosem nuci. Zapewne sporo wiary chętnie tańczyłoby w rytmie ich piosenek pod Dużą Sceną.
Gdy grają inne bandy niż te które powyżej wymieniłam panująca pod sceną atmosfera opada i ocieka nudą. Ludzi może i jest pełno, bawią się, ale nie tak jak być powinno to na prawdę wyglądać. Blablablabla…
Dzisiaj podobno w Kostrzynie jest 250-300tys. Osób. W tamtym roku było ok. 900 tys,  dwa lata temu 800tys. … W porównaniu do poprzednich lat teraz to mała gromadka, nic nie znacząca liczba. Przyczyna? Słabe zestawienie zespołów.
Z tego co pamiętam w tamtym roku headlinderami byli: Sabaton, Machine Head, Damian Marley, My Riot, AntiFlag. Ludzie fantastycznie się bawili przy: The Darknes, Raggafaya, Luxtorpedzie, Hardcore Super Star, Happysadzie, Eseju, nawet u Harego Kriszny furorę zrobił Kamil Bednarek. Dwa lata temu grali m.in.: The Podigy, Halloween, Riverside, Skindread, Zebrahead (pamiętam te ich „pokaż cycki” i uczenie się polskich wyrażeń pod czas koncertu), Buldog, Apteka, Kumka Orlik; Enej i Raggafaya (jeszcze nie był tak znani). Większość z nich była przyciągająca ludzi jak magnez. O dzisiejszym roku nie można tak powiedzieć, niestety. Miejmy nadzieję, że w przyszłości będzie o niebo lepiej. W końcu ten festiwal ma trwać „do końca świata i jeden dzień dłużej”.

(...) "
Dodaj napis